Krótko. Znowu...
Hyh... Poprawię się, może... kiedyś...
Ale nie chcę, żebyście długo czekali :/
Mam nadzieję, że się spodoba.
Czekam na komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich troszkę więcej, niż ostatnio :c
Hyh... Poprawię się, może... kiedyś...
Ale nie chcę, żebyście długo czekali :/
Mam nadzieję, że się spodoba.
Czekam na komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich troszkę więcej, niż ostatnio :c
Miłej lektury
Pozdrawiam,
Atti.
---*---*---*---*---*---
Scarlett siedziała na szarym końcu na jednym ze składanych krzesełek z białego drewna. Uważnie obserwowała to, co się działo na sali, choć właściwie ją to nie interesowało. Chciała tylko odebrać dyplom ukończenia szkoły, wyniki matury i tak dalej.
- Drodzy maturzyści! Witajcie na uroczystym zakończeniu roku szkolnego, który był dla was ostatnim rokiem w liceum... - bla, bla, bla, bla-bla, bla-bla...bla-bla. - Chciałabym wam uroczyście podziękować za te wspólne lata ciężkiej pracy. Za waszą wytrwałość i chęć do osiągania dobrych wyników w nauce, a także - bla-bla-bla. - Dziękuję. Na prawdę się spisaliście. A teraz, przystąpmy do rozdawania świadectw - zaczęła wyczytywać nazwiska według alfabetu.
Po dwudziestu minutach, w końcu doszło do S.
- Scarlett Steel - oznajmiła nagle ponuro dyrektorka. Nigdy nie lubiła Scar i nie wierzyła, że ta osiągnie na tyle wysokie stopnie, by ukończyć szkołę, nawet się nie spodziewała, że Steel sobie nie nagrabi i nie zostanie usunięta. A jednak Scarlett okazała się twardą sztuką.
Blondynka powoli i z gracją wstała z krzesła i pewnym krokiem przeszła na środek auli. Spojrzała pani Green w oczy z nadzwyczajną pewnością siebie, ale nikt poza ową kobietą nie mógł tego dostrzec, gdyż byli zbyt daleko. Nastolatka posłała dyrektorce delikatny, nieco sarkastyczny uśmiech.
- Gratuluję, Steel. Szczerze mówiąc wątpiłam w twoje umiejętności - powiedziała beznamiętnie kobieta.
- Mam nadzieję, że pani nie zawiodłam - Scarlett uśmiechnęła się złośliwie, uścisnęła dłoń kobiety, odebrała dyplom i powoli odeszła. Lecz już nie wróciła na swoje miejsce, jak robili poprzedni uczniowie po odebraniu potwierdzenia ukończenia szkoły. Ona wyszła z sali, najprzód jednak pomachała i powiedziała - Narka, frajerzy - odwróciła się na pięcie i spokojnym krokiem opuściła teren szkoły.
*~*~*~*
Sophia czekając na swoją kolej, cichutko obserwowała Scarlett Steel, którą od zawsze podziwiała. A już w ogóle dzisiaj, gdy zobaczyła, jak się zachowała wobec dyrektorki, jak trzasnęła drzwiami... Odwaga tej czarnookiej blondynki zawsze była dla Sophii, która była cichutką osobą, czymś niesamowitym.
- Sophia Wood, dyplom z wyróżnieniem - szatynka wstała niezgrabnie, w przeciwieństwie do Scarlett, i wyszła na środek. - Gratulacje, kochanie. Powodzenia w dalszym życiu, Sophio. - Dyrektorka Green uśmiechnęła się ciepło.
- Dziękuję - wymamrotała niebieskooka niewiasta i odeszła z pochyloną głową na swoje miejsce.
Gdy podniosła wzrok, zobaczyła spojrzenie rozbawionego Damiena. Odwróciła głowę, a w jej oczach stanęły łzy.
Ceremonia trwała jeszcze niecałą godzinę, po której wszyscy zaczęli się rozchodzić, Sophia przyciskała do piersi swoją teczkę, w której miała wszystkie dokumenty, potwierdzające ukończenie przez nią szkoły i szła wolno w stronę domu, w sumie nie wiedziała dlaczego idzie akurat tam, a nie w miejsce, w którym poznała Zen, ale bała się, że jej tam nie zastanie.
Sophia przekręciła klucz w zamku i delikatnie pchnęła jasne drzwi, prowadzące do jej domu. O tej porze nikogo poza jej kotem nie było, więc nie musiała dbać o ciszę i mogła spokojnie rzucic torebkę z trzaskiem na podłogę i pójść na boso do kuchni, gdzie, czego się nie spodziewała, znalazła pozłacaną kopertę, a na niej kaligrafią napisane jej imię. Otworzyła ją i wyjęła z niej czerwoną, lekko połyskującą kartkę.
Gdy podniosła wzrok, zobaczyła spojrzenie rozbawionego Damiena. Odwróciła głowę, a w jej oczach stanęły łzy.
Ceremonia trwała jeszcze niecałą godzinę, po której wszyscy zaczęli się rozchodzić, Sophia przyciskała do piersi swoją teczkę, w której miała wszystkie dokumenty, potwierdzające ukończenie przez nią szkoły i szła wolno w stronę domu, w sumie nie wiedziała dlaczego idzie akurat tam, a nie w miejsce, w którym poznała Zen, ale bała się, że jej tam nie zastanie.
Sophia przekręciła klucz w zamku i delikatnie pchnęła jasne drzwi, prowadzące do jej domu. O tej porze nikogo poza jej kotem nie było, więc nie musiała dbać o ciszę i mogła spokojnie rzucic torebkę z trzaskiem na podłogę i pójść na boso do kuchni, gdzie, czego się nie spodziewała, znalazła pozłacaną kopertę, a na niej kaligrafią napisane jej imię. Otworzyła ją i wyjęła z niej czerwoną, lekko połyskującą kartkę.
O północy nad jeziorem południowym.
*~*~*~*
Scarlett wpadła do domu niczym huragan. Spojrzała na zegar w kuchni. Jedenaście minut. Za jedenaście minut ten tyran wróci. W zawrotnie szybkim tempie pobiegła na górę, do swojego pokoju, schowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, po czym przerzuciła go sobie przez ramię. Schyliła się i wyjęła spod łóżka sporych rozmiarów torbę sportową.
Była już przy schodach, gdy usłyszała trzask drzwi.
- Scarlett, kochanie wróciłem.
Blondynka zaklęła i wróciła do pokoju, otworzyła na oścież okno i wyjrzała przez nie. Około pięć metrów. Wyrzuciła przez okno bagaże i póki lęk przed złamaniami jej nie dopadł, wyskoczyła. Źle wylądowała na nogach, ale mogła iść. Wzięła plecak i torbę, wyszła z terenu domu dziurą w ogrodzeniu. Tylko raz obejrzała się za siebie, zobaczyła wtedy ojca wychylającego się przez jej okno.
- Ty mała kurwo, wracaj! Wracaj, bo mnie popamiętasz!
W czarnych oczach nastolatki błyszczały łzy, ale nie zawróciła, pamiętała każdą krzywdę, jaką on jej zadał i czekała na ten dzień przez jedenaście lat. Nie mogła zawrócić. Biegła przed siebie, w głąb lasu, aż brakło jej sił i usiadła na pniu drzewa.
*~*~*~*
Damien z niezadowoleniem wpatrywał się w list od Nagi. O północy ludzie śpią, a nie chodzą po lasach - pomyślał z irytacją i zgniótł kartkę w kulkę, po czym wyrzucił ją do kominka.
- Idioci. Cholerni rządni władzy idioci - wymamrotał pod nosem i upił łyk gorącej herbaty. Skierował swoje zielone oczy na zegar naścienny. Dochodziła dwudziesta, a on wciąż stał przed kominkiem w brudnych jeansach i flanelowej koszuli, spokojnie popijając herbatę. Heh. - Czeka mnie nie wiadomo co, a ja piję herbatę - zaśmiał się cicho i poszedł do swojego pokoju, by spakować trochę ubrań.
*~*~*~*
Damien kroczył pewnym krokiem przez las z plecakiem na plecach. Najchętniej to by zawrócił, ale wiedział, że to i tak nic nie da. Oni by go znaleźli prędzej, bądź później. Choć, raczej prędzej. Przyspieszył, choć do północy zostało jeszcze czterdzieści minut, nie chciał spędzać w tym lesie ani chwili więcej, niż powinien, było już strasznie ciemno, choć nie był to kompletny mrok, ponieważ panowało lato, ale jednak bez latarki ledwo rozróżniał poszczególne kontury drzew. W tym momencie żałował, że nie wziął latarki, choćby punktowej.
Gdy wyszedł spomiędzy drzew było piętnaście minut przed północą. Dostrzegł kilka osób i ze zdziwieniem rozpoznał w dwóch sylwetkach osoby z jego szkoły. Był tym nieźle skołowany i już miał się spytać o co chodzi, lecz podeszła do niego Naga.
- Damienie, proszę, nie pytaj o nic. Wszystko wyjaśnimy, kiedy przyjdą wszyscy przesiedleńcy.
- Jak to? - zielonooki był nieźle skołowany, nie wiedział, jak się zachować, ale chyba nie był jedyny. Natasha i Sam wyglądali na równie zaskoczonych, jak on.
Gdy wyszedł spomiędzy drzew było piętnaście minut przed północą. Dostrzegł kilka osób i ze zdziwieniem rozpoznał w dwóch sylwetkach osoby z jego szkoły. Był tym nieźle skołowany i już miał się spytać o co chodzi, lecz podeszła do niego Naga.
- Damienie, proszę, nie pytaj o nic. Wszystko wyjaśnimy, kiedy przyjdą wszyscy przesiedleńcy.
- Jak to? - zielonooki był nieźle skołowany, nie wiedział, jak się zachować, ale chyba nie był jedyny. Natasha i Sam wyglądali na równie zaskoczonych, jak on.
*~*~*~*
Scarlett szła przez las na ślepo. Chciała tylko z niego wyjść, najlepiej gdzieś na autostradzie. Oświetlała sobie drogę telefonem, lecz bateria jej padała, co oznaczało, że za jakieś sześć minut zostanie sama w egipskich ciemnościach w środku lasu. Bosko - cmoknęła w myślach i usiadła pod przypadkowym drzewem.
Po chwili usłyszała ciche kroki, szelest i łamanie wysuszonej gałązki. Poderwała się z miejsca i ukazały się jej świecące w ciemności białe oczy.
- Draakon - mruknęła z niezadowoleniem.
- Scarlett - przywitał ją wesoło, dziewczyna była pewna, że teraz szeroko się uśmiecha. - Dokąd uciekasz, kochanie? Przecież wiesz, że i tak bym cię znalazł.
- Nie uciekam przed tobą - warknęła i było to prawdą, choć z drugiej strony nigdy nie chciała lądować tam, gdzie on chciał, by wylądowała.
- Na pewno? Mi się wydaje, że jednak tak. Może nie tak bardzo, jak przed ojcem, ale zawsze - jego oczy się uśmiechały. Nie był to kpiarski, czy złośliwy uśmiech, lecz życzliwy. - Chodź, słoneczko - chwycił jej dłoń i splótł ich palce, skierowała wzrok na ich ręce, nie widziała ich właściwie, ale starała sobie to wyobrazić. Z trudem powstrzymała śmiech. Draakon schylił się i wiedziała, że bierze torbę. - Daj plecak - polecił.
- Odwal się - burknęła z niezadowoleniem, a on zachichotał i zaczął prowadzić blondwłosą w niewiadomą stronę.
Po około dziesięciu minutach, w ciągu których Scar kilka razy prawie wpadła w drzewo, dotarli nad jezioro i czarnooka ze zdziwieniem spostrzegła znajome sylwetki.
- Więc jesteśmy wszyscy - odezwała się nieznajoma kobieta, niewątpliwie pokroju Draakona, gdyż jej oczy tak samo świeciły.
- Powiecie nam w końcu, o co chodzi? - widać było, że Damien jest na granicy wytrzymałości. Scarlett spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Musimy - Draakon uśmiechnął się szeroko, a było to widać dzięki kilku lampom naftowym rozmieszczonym gdzieś na plaży.
- No to? Na co czekacie? - och, Natasha, Steel jej nie zauważyła, ale jej irytacja wyraźnie ją rozbawiła.
- Uspokójcie się. I sobie usiądźcie, bo nie mamy zamiaru nikogo tutaj cucić po zderzeniu z pniem, czy głazem - białowłosy mężczyzna zachichotał, mimo iż żart się nie przyjął. A może to nie był żart? Scarlett usiadła pod okazałym dębem, Damien ukucnął nieopodal. Sam rozgościł się na piasku, obok niego ta kujonka Sophia, a Natasha stała wyraźnie obrzydzona, myślą, że mogłaby usiąść na ziemi. Żałosne. - Jedno pytanie. Wierzycie w magię? Duchy? Demony? Anioły?
Wszyscy poza Scarlett spojrzeli na mężczyznę, jak na idiotę.
- Ja wierzę - wyszeptała niepewnie.
- Chociaż jedna - westchnął. - Zostaliście wybrani. Do utrzymywania równowagi między światem ludzi i potworów. Każdy z was dwa lata temu obudził się osiemnastego marca w danym miejscu w miasteczku, prawda? - wszyscy pokiwali głowami. - Sophia, ty ocknęłaś się na brzegu rzeki, zanurzona po szyję w wodzie. Damien, otworzył oczy na klifie, Natasha - uśmiechnął się. - obudziłaś się na polu daleko od miasta, wiał porywisty wiatr. Sam, znalazłeś się w środku pożaru.
- A Scarlett?
- Leżałam na grobie mojej matki - odpowiedziała spokojnie.
- No właśnie... Miejsce, w którym się obudziliście, oznacza wasze zdolności. Żywioły, z którymi się utożsamiacie. Sophia - woda. Damien - ziemia. Natasha - wiatr. Sam - ogień.
- A Scarlett? - tym razem odezwała się Sophia.
- Sami chcielibyśmy wiedzieć - powiedziała kobieta, którą czarnooka dostrzegła wcześniej.
- Draakon - mruknęła z niezadowoleniem.
- Scarlett - przywitał ją wesoło, dziewczyna była pewna, że teraz szeroko się uśmiecha. - Dokąd uciekasz, kochanie? Przecież wiesz, że i tak bym cię znalazł.
- Nie uciekam przed tobą - warknęła i było to prawdą, choć z drugiej strony nigdy nie chciała lądować tam, gdzie on chciał, by wylądowała.
- Na pewno? Mi się wydaje, że jednak tak. Może nie tak bardzo, jak przed ojcem, ale zawsze - jego oczy się uśmiechały. Nie był to kpiarski, czy złośliwy uśmiech, lecz życzliwy. - Chodź, słoneczko - chwycił jej dłoń i splótł ich palce, skierowała wzrok na ich ręce, nie widziała ich właściwie, ale starała sobie to wyobrazić. Z trudem powstrzymała śmiech. Draakon schylił się i wiedziała, że bierze torbę. - Daj plecak - polecił.
- Odwal się - burknęła z niezadowoleniem, a on zachichotał i zaczął prowadzić blondwłosą w niewiadomą stronę.
Po około dziesięciu minutach, w ciągu których Scar kilka razy prawie wpadła w drzewo, dotarli nad jezioro i czarnooka ze zdziwieniem spostrzegła znajome sylwetki.
- Więc jesteśmy wszyscy - odezwała się nieznajoma kobieta, niewątpliwie pokroju Draakona, gdyż jej oczy tak samo świeciły.
- Powiecie nam w końcu, o co chodzi? - widać było, że Damien jest na granicy wytrzymałości. Scarlett spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Musimy - Draakon uśmiechnął się szeroko, a było to widać dzięki kilku lampom naftowym rozmieszczonym gdzieś na plaży.
- No to? Na co czekacie? - och, Natasha, Steel jej nie zauważyła, ale jej irytacja wyraźnie ją rozbawiła.
- Uspokójcie się. I sobie usiądźcie, bo nie mamy zamiaru nikogo tutaj cucić po zderzeniu z pniem, czy głazem - białowłosy mężczyzna zachichotał, mimo iż żart się nie przyjął. A może to nie był żart? Scarlett usiadła pod okazałym dębem, Damien ukucnął nieopodal. Sam rozgościł się na piasku, obok niego ta kujonka Sophia, a Natasha stała wyraźnie obrzydzona, myślą, że mogłaby usiąść na ziemi. Żałosne. - Jedno pytanie. Wierzycie w magię? Duchy? Demony? Anioły?
Wszyscy poza Scarlett spojrzeli na mężczyznę, jak na idiotę.
- Ja wierzę - wyszeptała niepewnie.
- Chociaż jedna - westchnął. - Zostaliście wybrani. Do utrzymywania równowagi między światem ludzi i potworów. Każdy z was dwa lata temu obudził się osiemnastego marca w danym miejscu w miasteczku, prawda? - wszyscy pokiwali głowami. - Sophia, ty ocknęłaś się na brzegu rzeki, zanurzona po szyję w wodzie. Damien, otworzył oczy na klifie, Natasha - uśmiechnął się. - obudziłaś się na polu daleko od miasta, wiał porywisty wiatr. Sam, znalazłeś się w środku pożaru.
- A Scarlett?
- Leżałam na grobie mojej matki - odpowiedziała spokojnie.
- No właśnie... Miejsce, w którym się obudziliście, oznacza wasze zdolności. Żywioły, z którymi się utożsamiacie. Sophia - woda. Damien - ziemia. Natasha - wiatr. Sam - ogień.
- A Scarlett? - tym razem odezwała się Sophia.
- Sami chcielibyśmy wiedzieć - powiedziała kobieta, którą czarnooka dostrzegła wcześniej.