sobota, 26 lipca 2014

3

Krótko. Znowu...
Hyh... Poprawię się, może... kiedyś...
Ale nie chcę, żebyście długo czekali :/
Mam nadzieję, że się spodoba.
Czekam na komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich troszkę więcej, niż ostatnio :c
Miłej lektury
Pozdrawiam,
Atti.

---*---*---*---*---*---

Scarlett siedziała na szarym końcu na jednym ze składanych krzesełek z białego drewna. Uważnie obserwowała to, co się działo na sali, choć właściwie ją to nie interesowało. Chciała tylko odebrać dyplom ukończenia szkoły, wyniki matury i tak dalej.

- Drodzy maturzyści! Witajcie na uroczystym zakończeniu roku szkolnego, który był dla was ostatnim rokiem w liceum... - bla, bla, bla, bla-bla, bla-bla...bla-bla. - Chciałabym wam uroczyście podziękować za te wspólne lata ciężkiej pracy. Za waszą wytrwałość i chęć do osiągania dobrych wyników w nauce, a także - bla-bla-bla. - Dziękuję. Na prawdę się spisaliście. A teraz, przystąpmy do rozdawania świadectw - zaczęła wyczytywać nazwiska według alfabetu.

Po dwudziestu minutach, w końcu doszło do S.

- Scarlett Steel - oznajmiła nagle ponuro dyrektorka. Nigdy nie lubiła Scar i nie wierzyła, że ta osiągnie na tyle wysokie stopnie, by ukończyć szkołę, nawet się nie spodziewała, że Steel sobie nie nagrabi i nie zostanie usunięta. A jednak Scarlett okazała się twardą sztuką.

Blondynka powoli i z gracją wstała z krzesła i pewnym krokiem przeszła na środek auli. Spojrzała pani Green w oczy z nadzwyczajną pewnością siebie, ale nikt poza ową kobietą nie mógł tego dostrzec, gdyż  byli zbyt daleko. Nastolatka posłała dyrektorce delikatny, nieco sarkastyczny uśmiech.

- Gratuluję, Steel. Szczerze mówiąc wątpiłam w twoje umiejętności - powiedziała beznamiętnie kobieta.

- Mam nadzieję, że pani nie zawiodłam - Scarlett uśmiechnęła się złośliwie, uścisnęła dłoń kobiety, odebrała dyplom i powoli odeszła. Lecz już nie wróciła na swoje miejsce, jak robili poprzedni uczniowie po odebraniu potwierdzenia ukończenia szkoły. Ona wyszła z sali, najprzód jednak pomachała i powiedziała - Narka, frajerzy - odwróciła się na pięcie i spokojnym krokiem opuściła teren szkoły.


*~*~*~*

Sophia czekając na swoją kolej, cichutko obserwowała Scarlett Steel, którą od zawsze podziwiała.  A już w ogóle dzisiaj, gdy zobaczyła, jak się zachowała wobec dyrektorki, jak trzasnęła drzwiami... Odwaga tej czarnookiej blondynki zawsze była dla Sophii, która była cichutką osobą, czymś niesamowitym.

- Sophia Wood, dyplom z wyróżnieniem - szatynka wstała niezgrabnie, w przeciwieństwie do Scarlett, i wyszła na środek. - Gratulacje, kochanie. Powodzenia w dalszym życiu, Sophio. - Dyrektorka Green uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję - wymamrotała niebieskooka niewiasta i odeszła z pochyloną głową na swoje miejsce.

Gdy podniosła wzrok, zobaczyła spojrzenie rozbawionego Damiena. Odwróciła głowę, a w jej oczach stanęły łzy.

Ceremonia trwała jeszcze niecałą godzinę, po której wszyscy zaczęli się rozchodzić, Sophia przyciskała do piersi swoją teczkę, w której miała wszystkie dokumenty, potwierdzające ukończenie przez nią szkoły i szła wolno w stronę domu, w sumie nie wiedziała dlaczego idzie akurat tam, a nie w miejsce, w którym poznała Zen, ale bała się, że jej tam nie zastanie.

Sophia przekręciła klucz w zamku i delikatnie pchnęła jasne drzwi, prowadzące do jej domu. O tej porze nikogo poza jej kotem nie było, więc nie musiała dbać o ciszę i mogła spokojnie rzucic torebkę z trzaskiem na podłogę i pójść na boso do kuchni, gdzie, czego się nie spodziewała, znalazła pozłacaną kopertę, a na niej kaligrafią napisane jej imię. Otworzyła ją i wyjęła z niej czerwoną, lekko połyskującą kartkę.

O północy nad jeziorem południowym.

 *~*~*~*

Scarlett wpadła do domu niczym huragan. Spojrzała na zegar w kuchni. Jedenaście minut. Za jedenaście minut ten tyran wróci. W zawrotnie szybkim tempie pobiegła na górę, do swojego pokoju, schowała do plecaka najpotrzebniejsze rzeczy, po czym przerzuciła go sobie przez ramię. Schyliła się i wyjęła spod łóżka sporych rozmiarów torbę sportową. 

Była już przy schodach, gdy usłyszała trzask drzwi.

- Scarlett, kochanie wróciłem. 

Blondynka zaklęła i wróciła do pokoju, otworzyła na oścież okno i wyjrzała przez nie. Około pięć metrów. Wyrzuciła przez okno bagaże i póki lęk przed złamaniami jej nie dopadł, wyskoczyła. Źle wylądowała na nogach, ale mogła iść. Wzięła plecak i torbę, wyszła z terenu domu dziurą w ogrodzeniu. Tylko raz obejrzała się za siebie, zobaczyła wtedy ojca wychylającego się przez jej okno.

- Ty mała kurwo, wracaj! Wracaj, bo mnie popamiętasz! 

W czarnych oczach nastolatki błyszczały łzy, ale nie zawróciła, pamiętała każdą krzywdę, jaką on jej zadał i czekała na ten dzień przez jedenaście lat. Nie mogła zawrócić. Biegła przed siebie, w głąb lasu, aż brakło jej sił i usiadła na pniu drzewa.

*~*~*~*

Damien z niezadowoleniem wpatrywał się w list od Nagi. O północy ludzie śpią, a nie chodzą po lasach - pomyślał z irytacją i zgniótł kartkę w kulkę, po czym wyrzucił ją do kominka. 

- Idioci. Cholerni rządni władzy idioci - wymamrotał pod nosem i upił łyk gorącej herbaty. Skierował swoje zielone oczy na zegar naścienny. Dochodziła dwudziesta, a on wciąż stał przed kominkiem w brudnych jeansach i flanelowej koszuli, spokojnie popijając herbatę. Heh. - Czeka mnie nie wiadomo co, a ja piję herbatę - zaśmiał się cicho i poszedł do swojego pokoju, by spakować trochę ubrań.

*~*~*~*

Damien kroczył pewnym krokiem przez las z plecakiem na plecach. Najchętniej to by zawrócił, ale wiedział, że to i tak nic nie da. Oni by go znaleźli prędzej, bądź później. Choć, raczej prędzej. Przyspieszył, choć do północy zostało jeszcze czterdzieści minut, nie chciał spędzać w tym lesie ani chwili więcej, niż powinien, było już strasznie ciemno, choć nie był to kompletny mrok, ponieważ panowało lato, ale jednak bez latarki ledwo rozróżniał poszczególne kontury drzew. W tym momencie żałował, że nie wziął latarki, choćby punktowej.

Gdy wyszedł spomiędzy drzew było piętnaście minut przed północą. Dostrzegł kilka osób i ze zdziwieniem rozpoznał w dwóch sylwetkach osoby z jego szkoły. Był tym nieźle skołowany i już miał się spytać o co chodzi, lecz podeszła do niego Naga.

- Damienie, proszę, nie pytaj o nic. Wszystko wyjaśnimy, kiedy przyjdą wszyscy przesiedleńcy.

- Jak to? - zielonooki był nieźle skołowany, nie wiedział, jak się zachować, ale chyba nie był jedyny. Natasha i Sam wyglądali na równie zaskoczonych, jak on.

*~*~*~*

Scarlett szła przez las na ślepo. Chciała tylko z niego wyjść, najlepiej gdzieś na autostradzie. Oświetlała sobie drogę telefonem, lecz bateria jej padała, co oznaczało, że za jakieś sześć minut zostanie sama w egipskich ciemnościach w środku lasu. Bosko - cmoknęła w myślach i usiadła pod przypadkowym drzewem.

Po chwili usłyszała ciche kroki, szelest i łamanie wysuszonej gałązki. Poderwała się z miejsca i ukazały się jej świecące w ciemności białe oczy.

- Draakon - mruknęła z niezadowoleniem.

- Scarlett - przywitał ją wesoło, dziewczyna była pewna, że teraz szeroko się uśmiecha. - Dokąd uciekasz, kochanie? Przecież wiesz, że i tak bym cię znalazł.

- Nie uciekam przed tobą - warknęła i było to prawdą, choć z drugiej strony nigdy nie chciała lądować tam, gdzie on chciał, by wylądowała.

- Na pewno? Mi się wydaje, że jednak tak. Może nie tak bardzo, jak przed ojcem, ale zawsze - jego oczy się uśmiechały. Nie był to kpiarski, czy złośliwy uśmiech, lecz życzliwy. - Chodź, słoneczko - chwycił jej dłoń i splótł ich palce, skierowała wzrok na ich ręce, nie widziała ich właściwie, ale starała sobie to wyobrazić. Z trudem powstrzymała śmiech. Draakon schylił się i wiedziała, że bierze torbę. - Daj plecak - polecił.

- Odwal się - burknęła z niezadowoleniem, a on zachichotał i zaczął prowadzić blondwłosą w niewiadomą stronę.

Po około dziesięciu minutach, w ciągu których Scar kilka razy prawie wpadła w drzewo, dotarli nad jezioro i czarnooka ze zdziwieniem spostrzegła znajome sylwetki.

- Więc jesteśmy wszyscy - odezwała się nieznajoma kobieta, niewątpliwie pokroju Draakona, gdyż jej oczy tak samo świeciły.

- Powiecie nam w końcu, o co chodzi? - widać było, że Damien jest na granicy wytrzymałości. Scarlett spojrzała na niego z rozbawieniem.

- Musimy - Draakon uśmiechnął się szeroko, a było to widać dzięki kilku lampom naftowym rozmieszczonym gdzieś na plaży.

- No to? Na co czekacie? - och, Natasha, Steel jej nie zauważyła, ale jej irytacja wyraźnie ją rozbawiła.

- Uspokójcie się. I sobie usiądźcie, bo nie mamy zamiaru nikogo tutaj cucić po zderzeniu z pniem, czy głazem - białowłosy mężczyzna zachichotał, mimo iż żart się nie przyjął. A może to nie był żart? Scarlett usiadła pod okazałym dębem, Damien ukucnął nieopodal. Sam rozgościł się na piasku, obok niego ta kujonka Sophia, a Natasha stała wyraźnie obrzydzona, myślą, że mogłaby usiąść na ziemi. Żałosne. - Jedno pytanie. Wierzycie w magię? Duchy? Demony? Anioły?

Wszyscy poza Scarlett spojrzeli na mężczyznę, jak na idiotę.

- Ja wierzę - wyszeptała niepewnie.

- Chociaż jedna - westchnął. - Zostaliście wybrani. Do utrzymywania równowagi między światem ludzi i potworów. Każdy z was dwa lata temu obudził się osiemnastego marca w danym miejscu w miasteczku, prawda? - wszyscy pokiwali głowami. - Sophia, ty ocknęłaś się na brzegu rzeki, zanurzona po szyję w wodzie. Damien, otworzył oczy na klifie, Natasha - uśmiechnął się. - obudziłaś się na polu daleko od miasta, wiał porywisty wiatr. Sam, znalazłeś się w środku pożaru.

- A Scarlett?

- Leżałam na grobie mojej matki - odpowiedziała spokojnie.

- No właśnie... Miejsce, w którym się obudziliście, oznacza wasze zdolności. Żywioły, z którymi się utożsamiacie. Sophia - woda. Damien - ziemia. Natasha -  wiatr. Sam - ogień.

- A Scarlett? - tym razem odezwała się Sophia.

- Sami chcielibyśmy wiedzieć - powiedziała kobieta, którą czarnooka dostrzegła wcześniej.

piątek, 11 lipca 2014

2

 Postanowiłam, iż opublikuję rozdział dzisiaj, mimo tego, że następnego jeszcze nie skończyłam, wolałabym być z pisaniem do przodu.
W każdym razie dziękuję za te komentarze, które pozostawiliście :) Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali, a zostawili po sobie jedynie cyferkę na liczniku.
Jestem Wam ogromnie wdzięczna, choć nie ukrywam, że zależy mi na większej ilości komentarzy i wyświetleń, to bardzo motywujące. 
Następna część raczej nie pojawi się przed końcem lipca, gdyż jutro z samego rana wyjeżdżam w miejsce pozbawione internetu, a kilka dni później przyjeżdża Venezia, więc nie będzie kiedy pisać, lecz zrobię, co w mojej mocy ;)
Dobra, nie przynudzam już. Zapraszam do lektury ;)

Pozdrawiam,
Atti.

 ---*---*---*---*---*---

Przez kolejne dwa tygodnie nie rozmawiali z Damienem. Nie było o czym. Pogadali wtedy chwilę o planach na przyszłość i się rozeszli. Do końca szkoły został jeszcze tydzień, a w tym momencie Scarlett siedziała na plaży i co jakiś czas wlewała do plastikowego kubka wódkę i colę. W ten sposób obchodziła swoje urodziny od kilku lat. Samotnie na żółtawym piasku. Nie przeszkadzało jej to jakoś, ale teraz było inaczej. Właśnie skończyła osiemnaście lat, a podobno osiemnastki powinny być wystrzałowe, z paczką znajomych i multum alkoholu pod pachą. Ale tak czasem bywa. Niektórzy ludzie po prostu są skazani na samotność. Trzeba się z tym jakoś pogodzić.

Tego wieczoru było inaczej. Dziewczyna czuła w kościach, że ktoś się na nią natknie i przyłączy do świętowania, choć nie ma za bardzo, co świętować. W końcu to tylko rocznica dnia, w którym się urodziła. Tak samo jak tysiąca innych osób na tej planecie. 

*~*~*~*

Gdy butelka została opróżniona do połowy, blondynka zrezygnowała z dalszego picia, miała dość. Poza tym widziała nadchodzącego człowieka. Po chwili jednak poznała w tej postaci Damiena. Co on tu robi? - zastanawiała się, nigdy wcześniej nie spotkała go na tej plaży. Mało ludzi tu przychodziło, gdyż była zaśmiecona i stosunkowo mała. Słońce tu prawie nie docierało, przez liczne drzewa, które umożliwiały mu dostęp jedynie, gdzieś do połowy piasku. Dlatego bardzo lubiła tu przychodzić. Jej wrażliwe na światło słoneczne oczy nie za bardzo pozwalały na długi, bezpośredni kontakt z tą gwiazdą. 

- Scarlett? - Damien zatrzymał się z wahaniem przed siedzącą po turecku dziewczyną.

- No, jak widać - uniosła brew.

- Co tu robisz? - zapytał, ale nie doczekując się odpowiedzi, przysiadł na piasku i spytał o coś innego: - Już świętujesz? Do końca szkoły jeszcze trochę czasu zostało, no nie?

- Świętuję co innego, ale to nie twoja sprawa - odpowiedziała spokojnie, dostrzegła, że chłopak ma w jednej ręce piwo, a w drugiej papierosa. 

- Mogę się przysiąść? 

Scarlett tylko wzruszyła ramionami i sięgnęła za siebie, by napić się coli. Była już nieźle wygazowana, ale Scar taką wolała.

Siedzieli tak w milczeniu, póki nie skończyło się picie i jedzenie. Wtedy dziewczyna zastanawiała się, czy iść po jeszcze trochę, ale się rozmyśliła.

- A ty? Co świętujesz? - spytała, jak zawsze głosem wypranym z emocji. Drżącymi palcami wyjęła z torby papierosa i zapalniczkę.

- Rocznicę śmierci ojca - mruknął i zagryzł wargę. 

- Przykro mi - Scarlett zaciągnęła się dymem i przetrzymała go chwilę w płucach, po czym wypuściła.

- Wcale nie - zaśmiał się chłopak, chyba wcale nie miał jej tego za złe.

- Masz rację.

*~*~*~*

Dwa dni później Scarlett wychodząc z kiosku poczuła mrowienie na karku, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, a trwało to nieprzerwanie od prawie trzech godzin. Nie dramatyzuj - skarciła siebie w myślach i ruszyła w stronę szkoły. Jeszcze tylko niecałe pięć dni, ta myśl pocieszała każdego ucznia, jednak mimo wszystko czarnooka miała obawy w związku z jedną rzeczą. To bez sensu - pomyślała i właśnie wtedy dostrzegła po drugiej stronie ulicy białowłosego chłopaka z szerokim uśmiechem na twarzy.

Blondwłosa po chwili wahania poszła w jego stronę, choć nie miała na to większej ochoty. Wiedziała, że gdyby ona nie podeszła, on zrobiłby to prędzej, czy później.

- Draakon - westchnęła miękko.

- Scarlett - skinął powoli głową, z grzecznym uśmiechem.

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Przynajmniej na razie - dziewczyna zmrużyła oczy, ale nie w złości, lecz przed słońcem. Czuła jak głowa jej pulsuje od tych rażących płomieni.

- Zapowiadaliśmy się po ukończeniu przez ciebie osiemnastu lat, pamiętasz jeszcze? - uniósł  brew wyzywająco.

- Zapowiadaliście się po ukończeniu przeze mnie szkoły średniej.

Białowłosy prychnął, ale nic nie zrobił. Jedynie pochylił się do czarnookiej, jakby chciał ją pocałować.

- Myślę, że pięć dni nikogo nie zbawi - rzekł spokojnie i odszedł w swoją stronę. Jednak Scarlett czuła, że i tak będzie za nią chodził przez te kilka dni, na pewno nie spuści z niej wzroku.

 *~*~*~*

- Naga - mruknął z niezadowoleniem Damien, widząc dobrze zbudowaną kobietę o białych jak śnieg włosach.

- Damien - uśmiechnęła się grzecznie i lekko skłoniła. - Do twojego przesiedlenia zostało pięć dni - oznajmiła spokojnie.

- Pięć? Nie mieliście mnie przesiedlić w poprzednią sobotę? - uniósł brew.

- Pewne rzeczy uległy zmianie. Do zobaczenia Damienie - uśmiechnęła się serdecznie i odeszła w swoją stronę.

*~*~*~*

Na ten dzień Sophia przygotowywała się od dwóch lat. Niby nic nie znacząca szara myszka, tego dnia miała dowieść, że jednak coś znaczy. Oczywiście nie tym poszufladkowanym dzieciom z jej szkoły, a samej sobie. Nigdy nie była zbyt pewna własnej wartości, ale to się miało zmienić już niedługo. Choć minęło już pół godziny od wschodu słońca, a nikt wciąż się nie zjawił. Zaczęła się zastanawiać, czy jej nie wykluczono. W końcu była taka opcja. Dziewczę zagryzło wargi i zapięło rubinowy sweterek z długim rękawkiem.

- Mam nadzieję, że ktoś przyjdzie. Chciałabym móc się chociaż w jakiś sposób wykazać - wyszeptała do swojego odbicia w lustrze. Poprawiła szarą opaskę i wyszła z pokoju. Na korytarzu zastała swojego białego kota o srebrno-zielonych oczach, przekrzywił głowę, jakby zmartwiony. Sophii przeszło przez myśl, że może on wie, ale to przecież tylko kot. Jedynie mógł wyczuć jej zdenerwowanie i rezygnację. Ominęła pupila i zbiegła po schodach.

- Pa mamo! - krzyknęła i nie oglądając się za siebie niemal wyfrunęła z domu. 

Mimo kamiennego wyrazu bladej twarzyczki, była zdruzgotana. Zen nie przyszła. Nie przyszła. Sophia pokręciła przecząco głową i zacisnęła drobne paluszki w pięść. To nie może być prawda - pomyślała - Dlaczego? - oczywiście odpowiedzi się nie doczekała, bo niby jak?

Nieoczekiwanie zza rogu wychyliła się wysoka brunetka o ciemnoniebieskich oczach. 

- Zen! - ucieszyła się Sophia. Zupełnie się jej nie spodziewała, przynajmniej teraz... W ciągu ostatniej godziny straciła nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek ją spotka.

- Twoje przesiedlenie zostało przesunięte na dzień zakończenia szkoły. - odezwała się kobieta dźwięcznym głosem. - Do zobaczenie niedługo, skarbie - Zen posłała Sophii zdawkowy uśmiech i odeszła.

środa, 9 lipca 2014

1

 Cześć, jestem Atti. Poniżej przedstawię Wam pierwszy rozdział mojego opowiadania, nad którym pracuję już od jakiegoś czasu i trochę materiału udało mi się zgromadzić ~.^ 
Ogólnie blog, wygląd itd., będzie się z czasem rozwijał, więc nie krytykujcie póki co, za brak zakładek itp, pracuję nad tym :) 
+ przepraszam, że tak krótko, nad tym również pracuję :D
Będę wdzięczna za wszelkie słowa krytyki :) 
Dobra, nie będę zanudzać, bo nawet nie wiem, o czym ^^. 
Zapraszam w każdym razie do lektury.


 ---*---*---*---*---*---

Wstydzę się tego, kim się stałam. - pomyślała, siadając na jednej ze skał na wybrzeżu. Ze skórzanej torby na ramię wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Zapaliła. Powoli zaciągnęła się dymem, a z jej oczu wypłynęły łzy. Przez moment zastanawiała się, jaki to wszystko ma sens? To ciągłe chodzenie do szkoły, nauka... jeśli można to nazwać nauką... Jaki sens ma życie, jeśli można to nazwać życiem... Jeśli dziewczyna taka, jak ona żyje, to co będzie, gdy skurwi się do reszty?

Na to pytanie odpowiedzi raczej nikt nie znał... A już tym bardziej ona sama.

Uniosła głowę w stronę granatowego nieba, pokrytego milionami wściekle świecących gwiazd, wtedy po jej policzku spłynęła kolejna łza, którą wściekle wytarła rękawem bluzy. Dopaliła papierosa i rzuciła go na wilgotny piasek, po czym wstała. Skierowała się w stronę oświetlonego przytłumionymi lampami ulicznymi miasta. Nienawidziła go, może nawet bardziej, niż siebie. Lecz póki była zwykłą małolatą, musiała się tu kisić. Teraz, gdy do osiemnastki zostały dwa tygodnie, nie miała pojęcia, jak i gdzie rozpocząć nowe życie.

*~*~*~*

W domu panował mrok. Jedyne światło dawał blask księżyca, który uparcie walczył z żaluzjami. Blondynka zastanawiała się, dlaczego ten satelita tak stara rozświetlić się jej drogę. Zawsze ją wspierał, nawet w chwilach, kiedy wsparcie było zbędne. Nawet teraz, gdy mogła zapalić światło. Choć oczywiście tego nie zrobiła. Jej nieco wrażliwe oczy, nie chciały oglądać żółtej poświaty na podłodze. 

Zdjęła buty i rzuciła je gdzieś w kąt. To samo poczyniła z kurtką i torbą, z której wyjęła papierosy i poszła do kuchni, gdzie zajrzała do lodówki, która jak zawsze świeciła pustkami. Zatrzasnęła lekko zżółkłe drzwi i zapalając kolejnego papierosa dzisiejszego wieczoru, ruszyła do pokoju, czekał tam na nią bałagan nie z tej ziemi. Miała spakowany plecak turystyczny i dość dużą torbę podręczną. 

Rozejrzała się po podłodze uważnie i podeszła do szafy. Otworzyła ją, byłą na wpół pusta. Podważyła dolną półkę, oczom dziewczyny ukazało się kilka plików banknotów. Z westchnieniem opadła na kolana i oparła czoło o kawałek drewna.

- Chciałabym móc to zakończyć - wyszeptała płaczliwie.

*~*~*~*

Dotarła do szkoły znacznie szybciej, niż zwykle, przez co musiała przez dziesięć minut więcej, niż zazwyczaj znosić chichoty i pokazywanie palcem pod swoim adresem. Nienawidziła tych ludzi. Potrafili oceniać jedynie po pozorach. Nie obchodziło ich wnętrze, zawsze liczył się tylko wygląd zewnętrzny, odzienie, czy przymilność wobec najbogatszych.

Jeśli nie nosisz różowych ciuszków i markowych bucików, jesteś nikim. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i weszła do znienawidzonego budynku, unikając wzroku ludzi, ale nie kuląc się, jak typowa szara myszka.

Dziewczyna podeszła do swojej szafki i wyjęła z niej podręcznik do historii sztuki. Liczyła, że ten stary piernik, który ją uczył, w końcu zszedł, bo zdecydowanie miała go dość. Okej, był miły i w ogóle, przepuścił ją z jedną piątką, tróją i siedmioma jedynkami, do następnej klasy, ale... Potrafił przez trzy lekcje wałkować jeden temat i wykłócać się z uczniami, że tego jeszcze nie było, irytujące.

Scarlett zajęła miejsce w ostatniej ławce pod ścianą. Siedziała tak na każdej lekcji i miało tak pozostać, póki nie ukończy szkoły. Po kilku chwilach zabrzmiał dzwonek i do sali wlała się chmara uczniów, a gdzieś między nimi, nauczyciel.

Ludzie uspokoili się dopiero, gdzieś w połowie lekcji. Scott Alca opadł na krzesło zrezygnowany i schował twarz w dłoniach. Uczniowie ponownie wybuchnęli śmiechem. Tylko dwie osoby milczały. Siedziały w jednej ławce na każdej lekcji, jaką miały wspólnie, od dwóch lat. Lecz jeszcze nigdy nie odezwały się do siebie słowem. Byli to średniego wzrostu, blondynka Scarlett i wysoki zielonooki Damien.

- Dobra, wynocha dzieciaki. Koniec zajęć - zawołał zrezygnowany Alca. Klasa skamieniała, jednak po kilku sekundach wszyscy zaczęli się pakować i opuszczać salę, tak szybko, jak tylko się dało. Jakby bali się, że nauczyciel zmieni zdanie. Scarlett i Damien wyszli ostatni, powoli. Im się nigdzie nie spieszyło.

*~*~*~*

- Ty jesteś Scarlett, no nie? - słysząc swoje imię blondwłosa dziewczyna, odwróciła się. Jej wzrok napotkał chłopaka, z którym dzieliła ławkę na większości lekcjach. 

- A ty Damien - odparowała obojętnie. Co mu się tak nagle zebrało na rozmowy pod koniec szkoły? - zastanawiała się niewiasta. - Czemu pytasz? - zasłoniła oczy ręką, gdyż ledwie widziała przez słońce, które się nie oszczędzało i świeciło mocno, jak nigdy wcześniej. Rozmówca tylko wzruszył ramionami.

- Bo nie zamieniliśmy słowa od dwóch lata, czyli właściwie nigdy. A wydajesz się tutaj jedyną osobą wartą zainteresowania, Scarlett. - miał ciekawy, głęboki głos z lekką chrypką.

- Muszę cię zawieść, nie ma we mnie nic interesującego. -  powiedziała obojętnie, grzebiąc w torbie. - Poza tym... Co cię tak wzięło na rozmowę pod koniec szkoły? - spojrzała na niego spode łba. 

- Nie wiem. Tak sobie... Chciałem spytać, z czystej ciekawości, planujesz coś po szkole? Studia?

- Jeszcze nie wiem.

Damien uniósł wysoko swoje ciemne brwi. Wyglądał na zaskoczonego. 

- Jak to nie wiesz? Jakbyś chciała iść na studia, chyba byś wiedziała, prawda?

Scarlett w końcu znalazła to, czego szukała. Bardzo mocno zaciemnione okulary przeciw słoneczne, lennonki. 

- Może pójdę... Ale jeszcze nie teraz. A ty? Co chcesz robić? - spytała głosem zupełnie pozbawionym emocji. Nie wiedziała, dlaczego z nim rozmawia. Ale może tak jest, gdy przez cztery lata nie zamieniasz z nikim ani słowa, poza formalnościami? 

- Wyjeżdżam z tej dziury. Jeszcze nie wiem gdzie. Szukam mieszkania. - po raz trzeci wzruszył ramieniem. - Do zobaczenia Scar - machnął ręką i odszedł.

- Nie nazywaj mnie tak - warknęła dziewczyna, lecz on tego nie usłyszał. Był już za daleko.