piątek, 11 lipca 2014

2

 Postanowiłam, iż opublikuję rozdział dzisiaj, mimo tego, że następnego jeszcze nie skończyłam, wolałabym być z pisaniem do przodu.
W każdym razie dziękuję za te komentarze, które pozostawiliście :) Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali, a zostawili po sobie jedynie cyferkę na liczniku.
Jestem Wam ogromnie wdzięczna, choć nie ukrywam, że zależy mi na większej ilości komentarzy i wyświetleń, to bardzo motywujące. 
Następna część raczej nie pojawi się przed końcem lipca, gdyż jutro z samego rana wyjeżdżam w miejsce pozbawione internetu, a kilka dni później przyjeżdża Venezia, więc nie będzie kiedy pisać, lecz zrobię, co w mojej mocy ;)
Dobra, nie przynudzam już. Zapraszam do lektury ;)

Pozdrawiam,
Atti.

 ---*---*---*---*---*---

Przez kolejne dwa tygodnie nie rozmawiali z Damienem. Nie było o czym. Pogadali wtedy chwilę o planach na przyszłość i się rozeszli. Do końca szkoły został jeszcze tydzień, a w tym momencie Scarlett siedziała na plaży i co jakiś czas wlewała do plastikowego kubka wódkę i colę. W ten sposób obchodziła swoje urodziny od kilku lat. Samotnie na żółtawym piasku. Nie przeszkadzało jej to jakoś, ale teraz było inaczej. Właśnie skończyła osiemnaście lat, a podobno osiemnastki powinny być wystrzałowe, z paczką znajomych i multum alkoholu pod pachą. Ale tak czasem bywa. Niektórzy ludzie po prostu są skazani na samotność. Trzeba się z tym jakoś pogodzić.

Tego wieczoru było inaczej. Dziewczyna czuła w kościach, że ktoś się na nią natknie i przyłączy do świętowania, choć nie ma za bardzo, co świętować. W końcu to tylko rocznica dnia, w którym się urodziła. Tak samo jak tysiąca innych osób na tej planecie. 

*~*~*~*

Gdy butelka została opróżniona do połowy, blondynka zrezygnowała z dalszego picia, miała dość. Poza tym widziała nadchodzącego człowieka. Po chwili jednak poznała w tej postaci Damiena. Co on tu robi? - zastanawiała się, nigdy wcześniej nie spotkała go na tej plaży. Mało ludzi tu przychodziło, gdyż była zaśmiecona i stosunkowo mała. Słońce tu prawie nie docierało, przez liczne drzewa, które umożliwiały mu dostęp jedynie, gdzieś do połowy piasku. Dlatego bardzo lubiła tu przychodzić. Jej wrażliwe na światło słoneczne oczy nie za bardzo pozwalały na długi, bezpośredni kontakt z tą gwiazdą. 

- Scarlett? - Damien zatrzymał się z wahaniem przed siedzącą po turecku dziewczyną.

- No, jak widać - uniosła brew.

- Co tu robisz? - zapytał, ale nie doczekując się odpowiedzi, przysiadł na piasku i spytał o coś innego: - Już świętujesz? Do końca szkoły jeszcze trochę czasu zostało, no nie?

- Świętuję co innego, ale to nie twoja sprawa - odpowiedziała spokojnie, dostrzegła, że chłopak ma w jednej ręce piwo, a w drugiej papierosa. 

- Mogę się przysiąść? 

Scarlett tylko wzruszyła ramionami i sięgnęła za siebie, by napić się coli. Była już nieźle wygazowana, ale Scar taką wolała.

Siedzieli tak w milczeniu, póki nie skończyło się picie i jedzenie. Wtedy dziewczyna zastanawiała się, czy iść po jeszcze trochę, ale się rozmyśliła.

- A ty? Co świętujesz? - spytała, jak zawsze głosem wypranym z emocji. Drżącymi palcami wyjęła z torby papierosa i zapalniczkę.

- Rocznicę śmierci ojca - mruknął i zagryzł wargę. 

- Przykro mi - Scarlett zaciągnęła się dymem i przetrzymała go chwilę w płucach, po czym wypuściła.

- Wcale nie - zaśmiał się chłopak, chyba wcale nie miał jej tego za złe.

- Masz rację.

*~*~*~*

Dwa dni później Scarlett wychodząc z kiosku poczuła mrowienie na karku, miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, a trwało to nieprzerwanie od prawie trzech godzin. Nie dramatyzuj - skarciła siebie w myślach i ruszyła w stronę szkoły. Jeszcze tylko niecałe pięć dni, ta myśl pocieszała każdego ucznia, jednak mimo wszystko czarnooka miała obawy w związku z jedną rzeczą. To bez sensu - pomyślała i właśnie wtedy dostrzegła po drugiej stronie ulicy białowłosego chłopaka z szerokim uśmiechem na twarzy.

Blondwłosa po chwili wahania poszła w jego stronę, choć nie miała na to większej ochoty. Wiedziała, że gdyby ona nie podeszła, on zrobiłby to prędzej, czy później.

- Draakon - westchnęła miękko.

- Scarlett - skinął powoli głową, z grzecznym uśmiechem.

- Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Przynajmniej na razie - dziewczyna zmrużyła oczy, ale nie w złości, lecz przed słońcem. Czuła jak głowa jej pulsuje od tych rażących płomieni.

- Zapowiadaliśmy się po ukończeniu przez ciebie osiemnastu lat, pamiętasz jeszcze? - uniósł  brew wyzywająco.

- Zapowiadaliście się po ukończeniu przeze mnie szkoły średniej.

Białowłosy prychnął, ale nic nie zrobił. Jedynie pochylił się do czarnookiej, jakby chciał ją pocałować.

- Myślę, że pięć dni nikogo nie zbawi - rzekł spokojnie i odszedł w swoją stronę. Jednak Scarlett czuła, że i tak będzie za nią chodził przez te kilka dni, na pewno nie spuści z niej wzroku.

 *~*~*~*

- Naga - mruknął z niezadowoleniem Damien, widząc dobrze zbudowaną kobietę o białych jak śnieg włosach.

- Damien - uśmiechnęła się grzecznie i lekko skłoniła. - Do twojego przesiedlenia zostało pięć dni - oznajmiła spokojnie.

- Pięć? Nie mieliście mnie przesiedlić w poprzednią sobotę? - uniósł brew.

- Pewne rzeczy uległy zmianie. Do zobaczenia Damienie - uśmiechnęła się serdecznie i odeszła w swoją stronę.

*~*~*~*

Na ten dzień Sophia przygotowywała się od dwóch lat. Niby nic nie znacząca szara myszka, tego dnia miała dowieść, że jednak coś znaczy. Oczywiście nie tym poszufladkowanym dzieciom z jej szkoły, a samej sobie. Nigdy nie była zbyt pewna własnej wartości, ale to się miało zmienić już niedługo. Choć minęło już pół godziny od wschodu słońca, a nikt wciąż się nie zjawił. Zaczęła się zastanawiać, czy jej nie wykluczono. W końcu była taka opcja. Dziewczę zagryzło wargi i zapięło rubinowy sweterek z długim rękawkiem.

- Mam nadzieję, że ktoś przyjdzie. Chciałabym móc się chociaż w jakiś sposób wykazać - wyszeptała do swojego odbicia w lustrze. Poprawiła szarą opaskę i wyszła z pokoju. Na korytarzu zastała swojego białego kota o srebrno-zielonych oczach, przekrzywił głowę, jakby zmartwiony. Sophii przeszło przez myśl, że może on wie, ale to przecież tylko kot. Jedynie mógł wyczuć jej zdenerwowanie i rezygnację. Ominęła pupila i zbiegła po schodach.

- Pa mamo! - krzyknęła i nie oglądając się za siebie niemal wyfrunęła z domu. 

Mimo kamiennego wyrazu bladej twarzyczki, była zdruzgotana. Zen nie przyszła. Nie przyszła. Sophia pokręciła przecząco głową i zacisnęła drobne paluszki w pięść. To nie może być prawda - pomyślała - Dlaczego? - oczywiście odpowiedzi się nie doczekała, bo niby jak?

Nieoczekiwanie zza rogu wychyliła się wysoka brunetka o ciemnoniebieskich oczach. 

- Zen! - ucieszyła się Sophia. Zupełnie się jej nie spodziewała, przynajmniej teraz... W ciągu ostatniej godziny straciła nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek ją spotka.

- Twoje przesiedlenie zostało przesunięte na dzień zakończenia szkoły. - odezwała się kobieta dźwięcznym głosem. - Do zobaczenie niedługo, skarbie - Zen posłała Sophii zdawkowy uśmiech i odeszła.

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam znów i muszę przyznać, że coraz bardziej lubię Sophie :D Taka fajna, niezdarna dziewuszka, która chce udowodnić, że coś potrafi - skądś to znam (y) Bez wątpienia moja ulubiona postać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy :3 Mam wobec niej specjalne plany :3

      Usuń
    2. *u* czekam więc z niecierpliwością :D

      Usuń
  2. Nie no ciraz to bardziej mnie to opowiadanie intryguje :3 Rozdział świetny.Weny życzę : D
    ~Amelia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń