Rozdział dedykuję mojej siostrzyczce Venezii.
Liczę na Wasze komentarze i dziękuję za poprzednie :*
Wiem, krótko, przepraszam XD Następne są dłuższe, słowo ;-;
Następny rozdział pojawi się za około tydzień :*
Wiem, krótko, przepraszam XD Następne są dłuższe, słowo ;-;
Następny rozdział pojawi się za około tydzień :*
Pozdrawiam,
Atti.
---*---*---*---*---*---
Scarlett z rozbawieniem przyglądała się tej scence. Czwórka nastolatków, którzy kilka godzin temu ukończyli szkołę, kłócą się o to czy coś takiego jak magia, istnieje. Każdy kto by to widział, przyznałby, że ten obrazek jest śmieszny. Oto stoi przed nimi pięcioro ludzi, którym świecą oczy. Zresztą wszyscy, którzy choć trochę szerzej otworzyliby umysł, dostrzegliby, że to prawda. Ale najwyraźniej rówieśnicy palącej właśnie czwartego papierosa wciągu ostatniego kwadransa, byli na to zbyt zaciemnieni.
Blondynka wstała, i ruszyła w stronę dyskutującej grupki, dopalając papierosa. Stanęła z boku, przyglądając się im z przechyloną głową. Przez pierwsze dwie minuty nikt jej nie zauważył, wszyscy byli zbyt przejęci żywą rozmową na temat jednorożców.
- Scarlett - zauważył Draakon.
- Wow. Serio? Sam mnie tu przywlokłeś, a teraz się dziwisz na mój widok? Miłe - mruknęła z rozdrażnieniem czarnooka, patrząc w bok, na osoby, z którymi przez trzy lata uczęszczała do szkoły.
- Po prostu przed chwilą siedziałaś pod drzewem. Chciałabyś się przyłączyć do naszej rozmowy? - spytał grzecznie, choć było to trochę dziwne, zważywszy na panujące wokół napięcie i okoliczności.
- Och, nie marzę o niczym innym. - prychnęła. - Wy - wskazała na niby znajomych. - otwórzcie oczy. Ich gały się świecą. A soczewek nie mają - przewróciła oczami. - A wy - spojrzała spode łba na ludzi o odblaskowych oczach - mówcie czego od nas chcecie i dajcie nam święty spokój. A przynajmniej mi.
- Gdyby to było takie łatwo - powiedziała jadowicie Zen, jak zdążyła wyłapać z rozmowy Scarlett. - Myślisz paniusiu, że jak tatuś cię nie kocha, to jesteś królową? - zwróciła się do blondynki. - Dorośnij. To nie czas na twoje widzimisię. To co tu robimy, to poważna sprawa i nigdzie nie pójdziesz póki nie uznamy, że nie jesteś nam potrzebna - syczała białooka, a Scarlett patrzyła na nią z niewzruszonym wyrazem twarzy, założyła ręce na piersi.
- Spokój! - jęknął Draakon. - Spokój. Wszyscy są zmęczeni, chodźmy stąd. Odpocznijmy, pogadamy przy obiedzie.
- Dokąd nas zabieracie? - Damien zmierzył zimnym spojrzeniem Nagę, która nawet nie raczyła na niego zerknąć.
- Do Nowego Jorku - powiedział Draakon, patrząc na wszystkim z wahaniem. Był chyba jedynym osobnikiem ich... Rasy?, który nie sprawiał wrażenia, że chce im wydrapać oczy.
*~*~*~*
Damien był nieco zaskoczony tym, że dwa kilometry od jeziora czekają na nich terenówki, którymi mają wybrać się do miasta, które nie śpi. Spodziewał się czegoś... Innego. Zwłaszcza po tej gadce o magii i w ogóle... Ale, jakby się przyjrzeć, to było całkiem możliwe. Bo jakim cudem pięć osób z jednego miasteczka zaczyna lunatykować tej samej nocy o tej samej godzinie? Średnio możliwe, by był to przypadek.
Każdy jechał innym samochodem. Każdy ze swoim Opiekunem. Jak się nazwali Naga, Draakon, Zen, Pukis oraz Rong.
Damien wyglądał przez okno, zastanawiał się, czy to wszystko jest w ogóle możliwe, czy to przypadkiem nie jest sen, ale po chwili dotarło do niego, że to wszystko dzieje się naprawdę. I zrozumiał, że nie ma już odwrotu. Rzucił Nadze ukradkowe spojrzenie i zauważył, że jej oczy nie świecą już tak jasno, jak na początku. Hmm... Zaciekawiło go, dlaczego, ale nie miał odwagi zapytać.
Za zdziwieniem przekonał się, jak bardzo jest zmęczony, oparł skroń o chłodną szybę i przymknął powieki, które zaczęły mu ciążyć. Po chwili już spał. Lecz po czterech godzinach został wyrwany z tego stanu.
Sam wysiadł z auta nieśpiesznie, zatrzasną drzwi i z wyczekiwaniem wpatrywał się w Pukis. Wysoką, tak samo jak inni, dobrze zbudowaną kobietę o czarnych włosach spiętych na karku w ciasnego koka. W jej zielonych oczach malowała się powaga. Młody chłopak o rudo-blond włosach zastanawiał się, jak to możliwe, że wciągu kilku godzin jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, wywinęło fikołka. Inni wydawali się mniej więcej tak samo bardzo skołowani, jak on. A przynajmniej ci, z których twarzy dało się cokolwiek wyczytać. Czyli tylko z Natashy. Szkolnej gwiazdy o piwnych oczach. Sam zawsze zastanawiał się, co ciągnęło do niej tych wszystkich chłopaków. Jasne, była ładna, miała długie kasztanowe włosy, które najczęściej spinała wysoko na głowie i bardzo kształtne ciało, lecz poza tym... Wydawała się zwykłym serialowym pustakiem. To właśnie go szokowało. Nie mógł się nadziwić, jak człowiek może być tak zapatrzony w siebie, jak ta dziewczyna. Przecież to niedorzeczne. Ale teraz mimo wszystko, patrzył na nią, w ogóle się tym nie krępując, i podziwiał jej ciało, w którym musiała czuć się niesamowicie swobodnie. Poruszała się pewnie i z gracją. To również go dziwiło. On czuł się pewny swojego ciała, oczywiście, ale nie tak bardzo jak ta dziewczyna. Z uniesioną brwią, odwrócił się w stronę swojej Opiekunki, Pukis, obdarzył ją rozbawionym uśmiechem i wskazał na budynek z czerwonej cegły, przed którym się zebrali.
- Co to za miejsce?
- Siedziba, dom, kto co woli - odpowiedziała rzeczowo.
- Jest... Mała - mruknął.
- Och, to tylko pozory - kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na swoich towarzyszy. Dopiero teraz Sam zauważył, że ich oczy już się nie świecą, jedynie lekko błyszczą. Spojrzał na niebo, dochodziła szósta rano i było całkiem jasno. Czyżby to wszystko zależało od światła? - zastanawiał się, podążając za resztą grupy, w stronę budynku, który wydawał się starą remizą strażacką.
Jednak to miejsce w środku wyglądało, jak... W sumie ciężko to czemuś przypisać. Wszystkie ściany były z czerwonej cegły, a drzwi z czarnego dębu. Po bokach wisiały lampy, które dawały przytłumione światło, Sam czuł się, jakby prowadzono go na śmierć, co nawet jemu wydawało się niedorzeczne. Zauważył, że jest wysunięty na przód, w stosunku do osób, z którymi jeszcze niedawno uczęszczał do szkoły. Teraz mają razem.... Właśnie, co oni mają do jasnej anielki robić? Chłopak nagle zmarszczył brwi zirytowany brakiem szczegółowych informacji. Zawsze lubił wiedzieć wszystko, a teraz nie miał pojęcia o niczym. To frustrujące.
W związku z napływem uczuć, Sam zaczął się zastanawiać, czy jego rówieśnicy, czują to samo? A może oni wiedzą, o co tu chodzi, tylko jemu tego nie powiedziano? Wbił ręce w kieszenie jeansów i spuścił głowę, kilka niesfornych kosmyków opadło na jego lekko spocone czoło. Mimo wczesnego ranka był straszny upał, który ledwo dawał oddychać.
Scarlett zamykała ten dziwny pochód. Nie wiedziała tak naprawdę, dokąd idą, dopóki nie weszli do przestronnego pomieszczenia, które skojarzyło się jej z garażem wozów strażackich, zmarszczyła brwi, by po chwili je rozluźnić i przywołać na twarz maskę chłodu i opanowania. Nie mogła w chwili obecnej pozwolić sobie na pokazanie emocji. Wszyscy ustawili się przed dwoma oszklonymi drzwiami, chwilę zajęło blondwłosej zrozumienie, że czekają na windę. To się jej wydało zbyt przyziemne po tym wszystkim. Jednakże po dwóch minutach wchodzili do windy. Podzielili się na dwie grupki. Ona i Draakon oraz Sam i Pukis, o ile pamięć Scarlett nie myliła, a w drugiej kopule Damien i Naga, Sophia i Zen oraz Natasha i Rong. Draak wcisnął jeden z przycisków, czarnooka nie zwróciła uwagi który i winda zaczęła się osuwać. Nic na to nie wskazywało, lecz jakaś część podświadomości mówiła, że tak właśnie jest.
- Jedziemy w dół, czy w górę? - spytała ze stoickim spokojem.
- W dół - odparł takim samym tonem jej Opiekun. - Konkretniej jakieś trzysta metrów pod poziomem metra. Co daje około trzysta pięćdziesiąt pod poziomem morza.
- Umiem liczyć - burknęła nastolatka.
Każdy jechał innym samochodem. Każdy ze swoim Opiekunem. Jak się nazwali Naga, Draakon, Zen, Pukis oraz Rong.
Damien wyglądał przez okno, zastanawiał się, czy to wszystko jest w ogóle możliwe, czy to przypadkiem nie jest sen, ale po chwili dotarło do niego, że to wszystko dzieje się naprawdę. I zrozumiał, że nie ma już odwrotu. Rzucił Nadze ukradkowe spojrzenie i zauważył, że jej oczy nie świecą już tak jasno, jak na początku. Hmm... Zaciekawiło go, dlaczego, ale nie miał odwagi zapytać.
Za zdziwieniem przekonał się, jak bardzo jest zmęczony, oparł skroń o chłodną szybę i przymknął powieki, które zaczęły mu ciążyć. Po chwili już spał. Lecz po czterech godzinach został wyrwany z tego stanu.
*~*~*~*
- Co to za miejsce?
- Siedziba, dom, kto co woli - odpowiedziała rzeczowo.
- Jest... Mała - mruknął.
- Och, to tylko pozory - kobieta uśmiechnęła się i spojrzała na swoich towarzyszy. Dopiero teraz Sam zauważył, że ich oczy już się nie świecą, jedynie lekko błyszczą. Spojrzał na niebo, dochodziła szósta rano i było całkiem jasno. Czyżby to wszystko zależało od światła? - zastanawiał się, podążając za resztą grupy, w stronę budynku, który wydawał się starą remizą strażacką.
Jednak to miejsce w środku wyglądało, jak... W sumie ciężko to czemuś przypisać. Wszystkie ściany były z czerwonej cegły, a drzwi z czarnego dębu. Po bokach wisiały lampy, które dawały przytłumione światło, Sam czuł się, jakby prowadzono go na śmierć, co nawet jemu wydawało się niedorzeczne. Zauważył, że jest wysunięty na przód, w stosunku do osób, z którymi jeszcze niedawno uczęszczał do szkoły. Teraz mają razem.... Właśnie, co oni mają do jasnej anielki robić? Chłopak nagle zmarszczył brwi zirytowany brakiem szczegółowych informacji. Zawsze lubił wiedzieć wszystko, a teraz nie miał pojęcia o niczym. To frustrujące.
W związku z napływem uczuć, Sam zaczął się zastanawiać, czy jego rówieśnicy, czują to samo? A może oni wiedzą, o co tu chodzi, tylko jemu tego nie powiedziano? Wbił ręce w kieszenie jeansów i spuścił głowę, kilka niesfornych kosmyków opadło na jego lekko spocone czoło. Mimo wczesnego ranka był straszny upał, który ledwo dawał oddychać.
*~*~*~*
Scarlett zamykała ten dziwny pochód. Nie wiedziała tak naprawdę, dokąd idą, dopóki nie weszli do przestronnego pomieszczenia, które skojarzyło się jej z garażem wozów strażackich, zmarszczyła brwi, by po chwili je rozluźnić i przywołać na twarz maskę chłodu i opanowania. Nie mogła w chwili obecnej pozwolić sobie na pokazanie emocji. Wszyscy ustawili się przed dwoma oszklonymi drzwiami, chwilę zajęło blondwłosej zrozumienie, że czekają na windę. To się jej wydało zbyt przyziemne po tym wszystkim. Jednakże po dwóch minutach wchodzili do windy. Podzielili się na dwie grupki. Ona i Draakon oraz Sam i Pukis, o ile pamięć Scarlett nie myliła, a w drugiej kopule Damien i Naga, Sophia i Zen oraz Natasha i Rong. Draak wcisnął jeden z przycisków, czarnooka nie zwróciła uwagi który i winda zaczęła się osuwać. Nic na to nie wskazywało, lecz jakaś część podświadomości mówiła, że tak właśnie jest.
- Jedziemy w dół, czy w górę? - spytała ze stoickim spokojem.
- W dół - odparł takim samym tonem jej Opiekun. - Konkretniej jakieś trzysta metrów pod poziomem metra. Co daje około trzysta pięćdziesiąt pod poziomem morza.
- Umiem liczyć - burknęła nastolatka.
Draakon nic nie odpowiedział, patrzył przed siebie, na stalowe drzwi. Scarlett westchnęła, czuła na sobie spojrzenie Pukis, przewróciła z lekką irytacją oczami, lecz nic nie powiedziała. Po chwili winda się stanęła, a drzwi się rozsunęły. Cała czwórka wyszła. Sam ze zdziwieniem zauważył, że reszty tutaj nie było. Spojrzał na Scarlett, ale po niej jak zwykle nie było nic widać, więc zwrócił się do Opiekunów.
- A gdzie pozostali?
- Prawdopodobnie w jadalni - Pukis uniosła brew i poprowadziła ich w stronę jednych z licznych drzwi. Wystrój panował tu taki sam, jak na górze. Jadalni? Naprawdę? Ciekawe, czy ktoś zdoła coś przełknąć, zważywszy na to wszystko. Chłopak pokręcił głową i ruszył za Opiekunką, za nim podążyli Scarlett i Draakon.
Przeszli przez długi korytarz, skąpo oświetlony, ale wystój ani trochę się nie zmieniał. Ściany wciąż pokrywała czerwona cegła. Scarlett zastanawiała się, kto to projektował. Bynajmniej nie przyciągało wzroku i nie zachęcało do dłuższego przebywania w tym miejscu. Dziewczyna wsunęła ręce w kieszenie bluzy w kolorze khaki, idealnie pasującej kolorystycznie do plecaka wojskowego typu kostka. Jej torba została w terenówce, chciała spytać o nią Draaka, ale zrezygnowała. Wątpiła, by pozwolił zostać jej bez ubrań.
Po przejściu przez kolejne drzwi wyszli na obszerny hol. Nie było w nim nic ciekawego, czy zwracającego uwagi, dlatego blondynka szła dalej, nawet się nie oglądając, za Samem.
Po pięciu minutach nieustannego chodzenia po coraz jaśniejszych korytarzach, gustowniej urządzonych holach, dotarli do szklanych drzwi, które otworzono kodem. Za tymi wrotami skrywała się kuchnia, przeszli przez nią i znaleźli się w ciekawie wystrojonym pomieszczeniu, na którego środku znajdował się stół, będący w stanie pomieścić około szesnastu osób. Był wykonany chyba z czarnego dębu, jak większość mebli, które dzisiaj zobaczyli w tym miejscu. Na krzesłach siedziała pozostała szóstka, milczeli. A może się modlili? Choć ta myśl wydawała się absurdalna, tak właśnie mogło być.
Pukis rozkazała im usiąść, więc tak zrobili. Scarlett przyjrzała się uważniej pomieszczeniu. Do kuchni prowadziły białe drzwi z okrągłą szybką na środku, ale prócz nich znajdowały się jeszcze jedne, tym razem zrobione bodajże z drewna kasztanowego, ze złotą klamką.
Ściany miały kolor brudnej czerwieni, do połowy wyłożone drewnem. Chyba znowu dąb, lecz tym razem czerwony, przynajmniej tak wydawało się czarnookiej. Na ścianach w pięciu miejscach wisiały lampy z regulowaną jasnością lampy. Światła były przytłumione, Scarlett zastanawiała się, czy to ze względu na nią, ale po chwili wybiła sobie z głowy ten absurdalny pomysł.
- Dlaczego wszędzie światła są tak przytłumione? - spytała nieśmiało Sophia, gdy przyniesiono talerze i śniadanie. Scarlett z zadowoleniem stwierdziła, że jest to sałatka owocowa.
- Głównie ze względu na Scarlett i jej wrażliwe na światło oczy - odpowiedziała Zen, a blondynka zaczęła się krztusić kawałkiem jabłka, który utknął jej w przełyku. Po szybkiej interwencji Sama, który siedział najbliżej, Scarlett spojrzała pytająco na każdego Opiekuna po kolei. Dlaczego dostosowywali siebie i zmuszali do tego innych, byle jej nie bolała głowa?
Gdy każdy zjadł, Rong ogłosił czas na drzemkę, po nieprzespanej nocy i każdy z Opiekunów osobno zaprowadził wybranków do ich pokoi.
Uwielbiam to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło ^O^
UsuńPozdrawiam,
Atti.
Świetne odpowiadanie c: Czasem jednak idzie się zgubić jak jest co chwilkę przez inną osobę opowiadane, może mogłabyś pisać " Oczami Scarlett " itd. Było by wtedy bardziej zrozumiałe, pozdrawiam c:
OdpowiedzUsuńNie lubię tak pisać, dlatego robię to, jak robię. Przyzwyczaisz się :)
UsuńI dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam i życzę udanego dzionka,
Atti.
Nareszcie coś zaczyna się dziać! *- nie żeby wcześniej nic się nie działo '-'
OdpowiedzUsuńDziękuję za dedyka, bardzo mi miło ^^
Pomysł z siedzibą - genialny! Naprawdę oryginalny :D
Moja ulubione postacie to Sophia i Drakkon ;3
Jak chcesz wrzuć mi na priva opisy postaci, to ci je narysuje C:
Ja mam tylko taki ogólny zarys. Kolor oczy, włosy, wzrost, tak to pozostawiam to wyobraźni czytelników, ale może potem ;)
UsuńDzięki,. Veni :*