środa, 13 sierpnia 2014

6

 Hejo.
Stwierdziłam, że dodam, bo jutro wyjeżdżam i tak najwcześniej we wtorek bym dała.
Macie sobie.
Dziękuję za komentarze pod poprzednią notką :)
Cieszę się, że są chociaż dwie,trzy osoby, które to czytają.
A, właśnie. Co sądzicie o nowym szablonie?
Życzę miłego weekendu i mam nadzieję, że się spodoba i jeszcze tu zajrzycie.

xoxo,
Atti.

---*---*---*---*---*---

Damien patrzył się tępo w sufit. Nie mógł zasnąć, a jego myśli wciąż krążyły wokół słów Opiekunów. Był pełen sprzeczności. Z jednej strony im wierzył, natomiast z drugiej... To wszystko nie miało sensu...  Jak to możliwe? Żeby ich świat nie był jedyny? Wierzył w kosmitów. Życie poza ich planetą. Ale żeby to? Inne wymiary, tajemnicze moce i w ogóle? Nie, to było dla niego zbyt wiele. Musiał się przespać z tymi wszystkimi informacjami. Ale problem był taki, iż ilekroć zamknął oczy, widział pierwsze spotkanie Nagi.

New Haven, 18 marca, 2 lata wcześniej, rok 2018

Było mu zimno. Ale nie mógł nigdzie wymacać kołdry, a powierzchnia na której leżał była twarda i chropowata. Dziwne i ostre przedmioty wbijały mu się w mięśnie. Z wahaniem otworzył oczy. A to co zobaczył, nieźle go zdziwiło. Leżał około dwa metry od krawędzi klifu. Wciągnął ze świstem powietrze i momentalnie się podniósł. Był cały w piachu. We włosach miał liście i małe gałązki, a spodnie dresowe podarte i trochę ubłocone. Rozejrzał się. Nieopodal stała kobieta i bacznie mu się przyglądała. Miała białe włosy i była dobrze zbudowana. Jej ciało zdobił dziwny... mundur? 

- Przepraszam... Kim pani jest? - spytał, powoli do niej podchodząc. Był strasznie zdenerwowany i zdezorientowany. Jak się tutaj znalazł? Co się działo minionej nocy? I kim, do cholery, była ta kobieta?

- Witaj. Nazywam się Naga. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Nie zadręczaj się tym, co się stało. - rzekła spokojnym, beznamiętnym głosem, od którego Damiena przeszedł dreszcz po plecach. Jak ma się nie zadręczać tym co się stało? Obudził się na klifie! A wyraźnie pamiętał, że zasypiał w swoim własnym łóżku. Właśnie miał coś powiedzieć, gdy kobieta uniosła rękę w geście każącym mu milczeć. - Proszę, nie myśl o tym. W przyszłości odegrasz bardzo ważną rolę na tle wszechświatów. Wszystkiego dowiesz się wkrótce. Potrzebuję tylko twojej obietnicy, że gdy za dwa lata i trzy miesiące, wrócę tutaj, ty wysłuchasz mnie i moich przyjaciół i nie będziesz podważał naszych słów.

- Ale...

- Proszę. To ważne. Bardzo ważne. W przyszłości zrozumiesz - wyszeptała. Chłopak zagryzł w zamyśleniu wargę. Nie znał tej kobiety, a jednak czuł z nią jakiś dziwny związek. Czuł, że może jej ufać. Skinął głową.

- W porządku. Obiecuję.

- Dzielny chłopak - Naga posłała mu delikatny uśmiech i dotknęła jego ramię smukłymi palcami. - Do zobaczenia niebawem, Damienie.

Nowy York, 22 czerwca, obecnie, rok 2020.

Teraz było mu strasznie głupio, że tak łatwo na wszystko poszedł. Zaufał i powierzył swą przyszłość zupełnie obcej kobiecie. Totalnie niedorzeczne. Kto normalny by to zrobił? Pocieszał go fakt, że nie był jedyny. I że prócz niego jest tu chociaż jedna osoba, która wydaje się być w miarę normalna, a przynajmniej taka, której nie wstyd pokazywać własne oblicze.

Chłopak postanowił wstać i zwiedzić kwaterę, bazę... czy czym to było. W końcu miał tu spędzić jeszcze trochę czasu. Chyba, że by odszedł, ale wykluczał taką możliwość. Któryś z Opiekunów wspominał, że to się będzie ciągnąć, za tym kto odejdzie. Damien podejrzewał, że będzie się to przejawiać w dość niemiły sposób.

Wyszedł na korytarz i ruszył przed siebie spokojnym krokiem. Wyszedł zza zakrętu i zobaczył Scarlett, która z kimś rozmawiała, ale jej rozmówcy nie było widać. Mówiła jakby do powietrza. Czarnowłosy uniósł brwi niemal do linii włosów. Po chwili blondynka zawróciła i zniknęła prawdopodobnie w swoim pokoju. Przeszło mu przez myśl, że może ma schizofrenię, ale wykluczył to. Wtedy widziałby w jej zachowaniu coś dziwnego, znacznie częściej. Wzruszył ramionami i szedł dalej, rozmyślając o tym, co zrobi niebawem. Zostanie? Czy odejdzie? Nie miał pojęcia.

*~*~*~*

Natasha była wściekła. To co oni mówili, to jakieś brednie. Żałosne brednie. W życiu nie słyszała takich bzdur.Zastanawiała się, czy ktoś poza nią nie wierzy tym całym Opiekunom. Oczywiste było, że ta mała, rozwydrzona Steele spijała każde słówko z ich ust i jedynie pozowała na taką, co to w nic nie wierzy. To było niemal namacalne. Co do reszty nie miała pewności, nie znała ich tak dobrze, jak tej blondyny. Westchnęła ze złością i wyszła z pokoju. Chciała zwiedzić to miejsce, wbrew sobie była ciekawa, co i jak tutaj funkcjonuje. I dlaczego wszystkie światła są przyciemnione tylko ze względu na tamtą dziewuchę. Co ona jedyna tutaj? Natasha pokręciła głową, zacisnęła pięści i przemierzyła korytarz, w którego odnogach znajdowały się pokoje Strażników. Dziewczyna zaśmiała się cicho pod nosem. To było takie niedorzeczne.

Zatrzymała się przed dębowymi drzwiami. Trochę to ją zastanawiało, prawie wszystkie meble były tutaj zrobione z dębu. Co to za dziwny fetysz? - zapytała siebie w myślach i pchnęła jedno skrzydło i znalazła się na innym, nieco bardziej rozjaśnionym korytarzu. Dla odmiany ścian nie pokrywały cegły, tylko jasnoniebieska farba. Dziewczyna odgarnęła kasztanowe włosy z twarzy i ruszyła dalej. Nie bała się, że ktoś ją przyłapie. Bo i na czym? Tylko się rozgląda. Nie mogą jej tego zabronić.

*~*~*~*

Scarlett siedziała na swoim łóżku i próbowała wyczytać sens z tego dziwnego wiersza, który podyktowała jej tamta dziewczynka. Blondwłosa zastanawiała się, jak to możliwe, że ona zniknęła, poza tym wątpiła by trzymano tutaj takie maleństwa, jak tamto dziecko. Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową. Usiadła przy biurku i wzięła jedną z białych kartek A4 oraz miękki ołówek i zaczęła szkicować.

Po około godzinie usłyszała pukanie do drzwi. Zmarszczyła brwi i odpowiedziała, że można wejść, ale nie oderwała wzroku od swojej pracy, którą już, już, kończyła.

- Witaj, Scarlett - poznała głos Draakona.

- Cześć - mruknęła, nie odrywając rysika od kartki papieru. Po chwili poczuła, jak mężczyzna się nad nią pochyla i usłyszała, że głośno wciąga powietrze.

- Kim jest ta dziewczynka? - spytał cicho, dziewczyna słyszała w jego głosie niepokój. Odpowiedziała dopiero po kilku minutach, gdy mogła uznać, że jej rysunek jest skończony.

- Nie wiem, widziałam ją wczoraj - zmarszczyła brwi. Z tonu głosu Opiekuna wnioskowała, że on wiedział, kim jest postać naszkicowana na kartce papieru. - Ale ty wiesz, prawda?

- Owszem. To zmarła córka jednego z naszych kucharzy. Został tu przeniesiony z Sydney, po tym jak zginęła. Nie chcieliśmy, by załamywał się za każdym razem, gdy chodził korytarzami podziemi w Australii.

- Więc to nie jest jedyne takie miejsce? - zapytała.

- Oczywiście, że nie. Tak jak wy nie jesteście jedynymi Strażnikami. Jesteśmy także w Meksyku, Londynie, Poznaniu, Tokio, Sydney oraz Egipcie. - rzekł. - Jak to możliwe, że ją zobaczyłaś?

- Ee.. Nie mam pojęcia. Po prostu. Stała w rogu mojego pokoju.

- Rozumiem. Możliwe, że masz zdolność widzenia duchów, czy coś w tym rodzaju. Pomyślę o tym. - westchnął. - Przyniosłem twoją torbę, którą zostawiłaś w samochodzie. I mam propozycję.

- Jaką? - blondynka uniosła jedną brew i z zaskoczeniem spojrzała na białowłosego.

- Chciałabyś może poćwiczyć? Nie ma tu możliwości do biegania, a wiem, że to lubisz... Więc pomyślałem, że pokażę ci naszą salę treningową oraz siłownię i jeśli zechcesz, porobisz tam coś... Na co będziesz miała ochotę. Kiedy tylko zechcesz.

Dziewczyna przez chwilę patrzyła tylko na mężczyznę, walczyła ze sobą, lecz w końcu skinęła głową i dała się poprowadzić korytarzami. Starała się zapamiętać drogę, gdyż mogła się przydać w każdej chwili. Po dwóch minutach Draakon otworzył jej ciężkie dębowe drzwi, przez które weszła na korytarz, którego ściany pokrywała jasnoniebieska farba, a światło było nieco ostrzejsze, niż kilka kroków wcześniej. Scarlett musiała przyzwyczaić wzrok do jasności pomieszczenia, nie potrwało to jednak dłużej, niż kilka sekund. Ponownie ruszyła za swoim Opiekunem, który znów otworzył przed nią drzwi, tym razem były one wykonane chyba z białego jarzębiu, jednak blondynka nie była tego do końca pewna. Teraz stała na podłodze ze zwykłego białego linoleum. Dwa metry od miejsca, w którym stali, salę zaczęły pokrywać maty. Czarnooka ze zdziwieniem zauważyła Natashę, która stała kawałek dalej i oglądała wszystko z uwagą.

- Natasha - odezwał się niebieskooki Opiekun. - Co ty tu robisz?

Piwnooka wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu i odwróciła się w ich stronę zaskoczona. Widocznie nie zdawała sobie sprawy, że tu byli.

- Och, ja tylko się rozglądałam - gdy wzruszyła ramionami jej kasztanowe włosy wydawały się falować na przy każdym jej ruchu.

Draakon poruszył ramionami,wydawał się spięty, ale Natasha chyba tego nie zauważyła. Posłał jej delikatny uśmiech i wskazał Scarlett drzwi do siłowni, po czym powiedział, że musi coś załatwić, lecz najpierw kazał się blondynce rozejrzeć. Przez chwilę dziewczyna nie wierzyła, iż zostawił ją sam na sam z tą poczwarą, musiał wiedzieć, że nie przepadają za sobą, lecz nie pobiegła za nim na skargę, tylko przeszyła pomieszczenie spokojnym spojrzeniem, zupełnie ignorując rówieśniczkę.

- Scarlett - odezwała się ostro. - Chciałabym zaproponować ci rozejm.

Dziewczyna prychnęła.

- Kpisz sobie? Nie wierzę w te twoje rozejmy - warknęła i rzuciła jej obojętne spojrzenie, po czym znów omiotła wzrokiem salę treningową.

Na samym środku pomieszczenia, które było naprawdę sporych rozmiarów, stał ring, a wokół niego w różnych odstępach, wisiały worki bokserskie. Był też oddzielny kwadrat zrobiony z kilku czerwonych, cienkich, materacy. Pod jedną ścianą stały drabinki, a naprzeciw niej kilka plastikowych ławek. Oprócz drzwi prowadzących do siłowni, były inne. Scarlett skierowała się do nich, ciekawa, co tam zastanie. Nie zawiodła się. Był to sporych wymiarów składzik z różnymi sprzętami, takimi jak różnorakie kije, czy rękawice. Hmm... Strażniczka wycofała się z pokoju i wróciła do sali z ringiem. Wolnym krokiem ruszyła w stronę siłowni. Była ona świetne wyposażona. Najbardziej jej uwagę przykuła szeroka bieżnia. Nie był to las, czy choćby miasto, ale zawsze coś. Przynajmniej nie straci kondycji siedząc pod ziemią.

Gdy wróciła na salę Natashy już nie było, uznała to za dobry znak i udała się do pokoju po spodnie dresowe, buty, w których zawsze biegała, stanik sportowy i o dwa rozmiary za duży t-shirt. Przebrała się i poszła na siłownię, wypróbować bieżnię.

Po około godzinie biegania dziewczyna prawie nie czuła zmęczenia. Taka bieżna była niczym w porównaniu z lasem, gdzie co chwila musiała uważać na korzenie, kamyki, czy wybrzuszenia terenu, a nawet obalone drzewa. To był wysiłek fizyczny, bieg po prostym był dla niej niczym. A ustawiła sporą prędkość, taką o której osiągnięcie się nie spodziewała, a jednak, nic jej to nie dało. Westchnęła zrezygnowana i naciągnęła mocniej gumkę na kucyk. Otarła wierzchem dłoni kilka kropelek potu, który zebrał się na jej czole i weszła do sali treningowej, w której zastała Damiena i Sama, którzy niewątpliwie świetnie się bawili, wydurniając się, a może walcząc na poważnie?, na czerwonym kwadracie.

- Hej, Scarlett - przywitał się Sam, który zauważył ją dopiero po kilku minutach, gdy sięgnął po butelkę wody. - Nie wiedzieliśmy, że tu jesteś.

- Biegałam - wskazała drzwi do siłowni.

- A co tam jest? - spytał Damien zdziwiony. Chyba nie zdążył jeszcze zwiedzić wszystkich pomieszczeń, przylegających do tego, musiał zbyt dobrze bawić się z blondynem.

- Siłownia - odpowiedziała czarnooka obojętnie.

- Super! - ucieszył się Sam. - Będę musiał się tam wybrać. Chyba nie jest tu tak źle, jak myślałem, można by  się przyzwyczaić.

*~*~*~*

Draakon spokojnie patrzył w orzechowe oczy Karasa. Ten drugi był ewidentnie przerażony wymykającą się sytuacją w Londynie.

- Myślisz, że dacie radę? - spytał spokojnie Rong, Draakon spojrzał na niego chłodno. Nie powinien się wtrącać.

- Tak. Mamy taką nadzieję, na razie wsparcie jest niepotrzebne - skinęła głową Guerra, Opiekunka Strażnika, który póki co najlepiej ze wszystkich na świecie rozwinął swoje umiejętności zarówno magiczne, jak i w walce wręcz.

- Jesteś pewna, Guerra? Wiesz, że w każdej chwili możecie na nas liczyć - powiedział Draakon. Miał szczerą nadzieję, że ich pomoc jednak okaże się zbyteczna i Londyn rozwiąże swoje problemy i szybko i skutecznie.

- Dziękuję, Smoku, ale to nie jest konieczne. Naprawdę. Jeśli jednak się okaże, iż nie damy rady, poinformujemy was. Masz moje słowo - kobieta uśmiechnęła się i przerwała połączenie.

- Martwisz się - zauważyła Naga, gdy wszyscy opuścili pomieszczenie. Draakon przeszył ją przenikliwym spojrzeniem tak jasnoniebieskich oczu, że wydawały się być kostkami lodu zanurzonymi w wodzie.

- A ty nie? Londyn jest poważnie zagrożony. Są tam najlepsi Strażnicy, jakich udało nam się zebrać od trzech pokoleń - mruknął. Jego oczy zaszły mgłą, a wzrok stał się pusty.

- Nie przejmuj się, wyjdą z tego. Nie może być, aż tak źle...

- Naga... - pokręcił przecząco głową, dając jej znak, by opuściła Salę i wyszła. Tak też postąpiła, zostawiając Opiekuna Scarlett samego, bijącego się z myślami.

Smok udał się do swojego pokoju i położył na mahoniowym łóżku. Uwielbiał je. Materac był twardy, ale jakże wygodny. Mężczyzna zamknął oczy i położył na nich umięśnione przedramię. Odetchnął głęboko. Jeśli Najeźdźcy przezwyciężą Opiekunów, Strażników i Pomoc z Londynu, to będzie katastrofa. Wtedy prawdopodobnie wszyscy przegrają. Zwłaszcza, że w Nowym Yorku, jeszcze nikt nie potrafił nawet przywołać swoich zdolności, nie wspominając o panowaniu nad nimi. W Sydney sytuacja też nie wyglądała za ciekawie. W Tokio, jakoś sobie radzili, ale w Egipcie moce Strażników były jak nieokiełznane psy. W Meksyku powoli dawali radę, udawało im się panować nad zdolnościami coraz lepiej. Poznań radził sobie dużo lepiej, niż Meksyk, ale gorzej niż w Londyn. Draakon czuł w ustach ohydny smak porażki.

Białowłosy spojrzał na zegarek i jęknął. Dochodziła ósma wieczorem, czas na kolację. Wstał i postanowił osobiście poinformować o tym Strażników. Przeczesał włosy obiema dłońmi i potarł oczy, po czym opuścił pokój i udał się najpierw do siłowni, spodziewał zastać się tam chociaż jedną osobę i tak się stało. Damien i Sam właśnie się rozciągali po wysiłku, który odznaczał się potem na ich czołach i koszulkach. Poinformował ich o nadchodzącym posiłku i wyszedł do sali treningowej, lecz nikogo tam nie spotkał, przeszedł się po pokojach, w których siedziały dziewczyny i zajmowały się swoimi sprawami.

*~*~*~*

Po około trzydziestu minutach wszyscy się zebrali w jadalni, wokół stołu. Nikt się nie odzywał, każdy unikał każdego wzroku, a atmosfera była napięta. Draakon zastanawiał się dlaczego, chyba tego nie rozumiał, ale nic nie powiedział. Po kilku minutach nie zręcznej ciszy podano kolację. Scarlett dostała jakąś sałatkę, a wszyscy inny po kiełbasie i kilku kromkach chleba.

- Dobre - mruknął z uznaniem Sam. Wszyscy na niego spojrzeli, zaskoczeni dźwiękiem czyjegoś głosu, po kwadransie milczenia. 

Nagle zapiszczały zegarki, które nosili na nadgarstkach Opiekunowie. Strażnicy spojrzeli na nich pytająco, ale nikt nie odpowiedział. Białowłosy mężczyzna zerwał się na równe nogi i wypadł z pomieszczenia, jak oparzony. Strażnicy i reszta Opiekunów ruszyli za nim. Nastolatkowie nie mieli pojęcia, co się dzieje. Wpadli chwilę po Smoku do pomieszczenia nazwanego Salą Narad. Stał tyłem do nich, wsparty ramionami o jakąś konsolę, miał zwieszoną głowę.

- Co się stało? - spytała pobladła Scarlett.

- Londyn... - wyszeptał jej Opiekun.

4 komentarze:

  1. Hej ^^
    Czytam tak sobie od pewnego czasu. Podziwiam Cię, że dajesz radę tak często dodawać tak długie rozdziały, naprawdę :) Na ogół nie lubię narracji w trzeciej osobie, ale tym razem mi to nie przeszkadzało :D Bardzo ciekawe opowiadanie, ciekawa jestem, co będzie działo się dalej :3

    Pozdrawiam i miłego pisania :*
    http://europajeden.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długie? ;-; One są krótkie ;-; Ale jakoś nigdy nie mogę pisać dłuższych rozdziałów... Nie wiem dlaczego, więc dodaję takie, jakie są...
      Dziękuję za miłe słowa ^^ Jest mi niezmiernie przyjemnie :D

      Pozdrawiam i całuję,
      Atti :*

      Usuń
  2. Za twą radą tu przybyłam i natychmiast się zauroczyłam :3 (i dodałam komentarz pod złym postem XD)
    A tak na serio to baaaaaaaaaardo mi się podoba <3
    Oby tak dalej!
    Weny :3


    - http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :3 Bardzo mi miło :D
      Oczywiście pamiętam o Twoim blogu, który jest nieziemnopopieprzonymrocznyzajebistykochamgoiwgl :D
      Dzięki za miłe słowa, mam nadzieję, że jeszcze wpadniesz i zostawisz po sobie jakiś ślad :D

      Pozdrawiam,
      Atti :3

      Usuń