No i wracam z 9-tym rozdziałem :3
Mam nadzieję, że się spodoba, a nawet jeśli nie, to zostawicie jakiś komentarz.:)
Dziękuję za wszystkie opinie pod ostatnim postem ;3
Chciałabym jeszcze tylko, że teraz rozdziały będą się pojawiały się coraz rzadziej, nie mam za bardzo czasu, a już na wstępie zapowiedziano mi 5 sprawdzianów :/
No nic, zapraszam do lektury ;)
Pozdrawiam,
Atti.
---*---*---*---*---*---
W przeciwieństwie do Damiena i Miriam oraz Castiela i Scarlett reszta Strażników świetnie się między sobą dogadywała. Tylko oni darli koty w swoich przydziałach, jakby dalej nie mogąc się pogodzić się z faktem, iż nie mogą zostać dobrani z kimś innym i w ten sposób pokazywali swoją frustrację względem Opiekunów, którzy nie zwracali na to najmniejszej uwagi, chcąc pokazać im, iż są już dorośli i sami muszą rozstrzygać swoje problemy między sobą.
Samuel i Daniele świetnie się dogadywali, dlatego ich wspólne treningi były lekkie i pełne owoców ciężkiej pracy. Pokazywali sobie nawzajem własne metody walki i to czego nauczyli się przez całe życie. Znaleźli też kilka wspólnych tematów, dlatego spędzali razem czas nie tylko na sali treningowej, ale czasem odwiedzali siebie nawzajem w pokojach i rozmawiali o filmach, czy książkach, które ich obu fascynowały.
Natasha szybko poczuła coś do Tylera, który wydawał się nie być nią zainteresowany w inny sposób, niż przyjaźń. Miał na oku kogoś innego, ale to już inna sprawa, kto go zainteresował.
Sophia i David nie mięli wspólnych tematów, ale to automatycznie nie wykluczało jednego z życia drugiego. Dogadywali się na porządku dziennym, więc można powiedzieć, iż trwał między nimi rozejm.
Co do Opiekunów, świetnie udawali, że śmierć Guerry nigdy nie nastąpiła, niektórzy powoli godzili się z tym faktem, inni jednak nadal przechodzili żałobę, choć nie było tego po nich widać. Zwłaszcza Draakon i Naga, którzy byli spokrewnieni z Opiekunką Castiela. Ich i ów Strażnika jej śmierć prawdopodobnie dotknęła najbardziej, jednak Cas był równie dobrym aktorem.
*~*~*~*
Scarlett przez kolejne dni znosiła
docinki ze strony Castiela. Chłopak się nie szczędził w różnych porównaniach, ewidentnie
chciał dobić dziewczynę, co trochę ją bolało, ale starała się tego nie
okazywać. Nie oszczędzała się podczas treningów, a jej partner nie
pozostawał z tyłu, lecz nie raził już prądem, chociaż tyle. Blondynka ze
zdziwieniem zauważyła, iż treningi z Westem dobrze wpływają na jej
sprawność. Z dnia na dzień coraz lepiej uciekała od jego pięści i
wyłapywała od niego niektóre techniki, które pomogły kilka razy powalić
chłopaka na materac. Klął wtedy, nie wierząc, że powaliła go właśnie ona,
ale szybko dochodził do siebie i odpowiadał tym samym, nie dając się
już zaskoczyć przez najbliższy czas. Wtedy Scarlett musiała wymyślać
jakieś nowe sposoby na swojego przeciwnika i partnera w jednym, który
postępował tak samo, jak ona. Z czasem nauczył się jej techniki i
rozumiał jak działa w walce. Nie chciał tego przyznać, lecz ciekawie się
z nią trenowało. Zupełnie inaczej, niż z przyjaciółmi z Londynu,
Guerrą... Nie, nie może o niej myśleć...
Wylądowali oboje na macie, nie mogąc wyplątać się z dziwnego uścisku, jaki stworzyli podczas walki, próbując się nawzajem poprzewracać.
- Auu... - wyburczała Scarlett z twarzą wciśniętą w materac. - Puść mnie - jęknęła pod adresem swojego partnera.
- Leżysz na mnie, poza tym nie trzymam cię - wystękał w odpowiedzi. Nad ich głowami rozległ się chichot Daniele, która dobrze się bawiła patrząc na ich dziwny ludzki supeł.
- Nie macie co robić, tylko się przytulacie w czasie treningu? - dziewczyna pokręciła z udawaną rezygnacją głową i pomogła im się rozplątać. Cas rzucił swojej koleżance wściekłe spojrzenie i właśnie wtedy ogłoszono koniec ćwiczeń na dzisiaj i skierowano ich do jadalni.
*~*~*~*
Posilali się w milczeniu. Nawet rodzeństwo Westów nie odezwało się ni słowem. Można było to chyba zaliczyć do cudów, ale któż ich wie? Może to tylko cisza przed burzą.
Po obiedzie ogłoszono wolne. Następnego dnia miało nie być treningów, ćwiczeń ani poważnych rozmów. To nie zdarzyło się od ich pierwszych wspólnych zajęć. Sporo się ostatnio męczyli, ale Strażnicy wątpili, by z tego powodu Opiekunowie wszystko odwołali na następny dzień, jednak woleli przemilczeć swoje wątpliwości. Większość z nich rozeszło się do pokoi, żeby nadrobić wszystkie stracone godziny snu w ciągu ostatnich dni, inni zebrali się we wspólnym pokoju, by obejrzeć telewizję, a ci najmniej liczni, których nie ciągnęło ani do jednego, ani do drugiego, udali się do siłowni. Byli to: Castiel i Miriam.
Trenowali razem, znali wszystkie swoje sztuczki i umieli przewidzieć swoje ruchy, dlatego walka była zacięta i trwała długo. Rzucali sobą o maty i linki ringu, po dwóch godzinach już i tak poobijani i obolali, stali na przeciwko siebie ciężko dysząc. Uśmiechnęli się do siebie i udali pod prysznice.
We wspólnym pokoju byli Tyler, Natasha, Daniele, Samuel i David. Sam i Danny przyszli tam jako ostatni, rezygnując ze snu. Oglądali w piątkę jakąś kiepską komedię, którą znaleźli wśród płyt na DVD, pod koniec filmu zjawiła się i Scarlett. Część osób trochę zaskoczyła jej obecność i nie udało im się tego ukryć, jednak dziewczyna zignorowała to i usiadła na brzegu kanapy koło Daniele i Sama. W szóstkę długo sprzeczali się, co będą oglądać następnie, lecz ostatecznie wybór padł na horror o nawiedzonym domu, który okazał się strasznie nudny i w ogóle nie straszny, wyłączyli go w połowie.
Po obiedzie ogłoszono wolne. Następnego dnia miało nie być treningów, ćwiczeń ani poważnych rozmów. To nie zdarzyło się od ich pierwszych wspólnych zajęć. Sporo się ostatnio męczyli, ale Strażnicy wątpili, by z tego powodu Opiekunowie wszystko odwołali na następny dzień, jednak woleli przemilczeć swoje wątpliwości. Większość z nich rozeszło się do pokoi, żeby nadrobić wszystkie stracone godziny snu w ciągu ostatnich dni, inni zebrali się we wspólnym pokoju, by obejrzeć telewizję, a ci najmniej liczni, których nie ciągnęło ani do jednego, ani do drugiego, udali się do siłowni. Byli to: Castiel i Miriam.
Trenowali razem, znali wszystkie swoje sztuczki i umieli przewidzieć swoje ruchy, dlatego walka była zacięta i trwała długo. Rzucali sobą o maty i linki ringu, po dwóch godzinach już i tak poobijani i obolali, stali na przeciwko siebie ciężko dysząc. Uśmiechnęli się do siebie i udali pod prysznice.
We wspólnym pokoju byli Tyler, Natasha, Daniele, Samuel i David. Sam i Danny przyszli tam jako ostatni, rezygnując ze snu. Oglądali w piątkę jakąś kiepską komedię, którą znaleźli wśród płyt na DVD, pod koniec filmu zjawiła się i Scarlett. Część osób trochę zaskoczyła jej obecność i nie udało im się tego ukryć, jednak dziewczyna zignorowała to i usiadła na brzegu kanapy koło Daniele i Sama. W szóstkę długo sprzeczali się, co będą oglądać następnie, lecz ostatecznie wybór padł na horror o nawiedzonym domu, który okazał się strasznie nudny i w ogóle nie straszny, wyłączyli go w połowie.
*~*~*~*
Mijały dni, były dwa najazdy, lecz znacznie słabsze niż ten w lesie. Doszły też wieści, iż w Poznaniu oraz Meksyku było kilka ataków, lecz również słabych i odpartych bez większego problemu. Wychodziło więc na to, że Najeźdźcy dają im spokój, tylko na jak długo?, lub szykują się na coś większego i w ten sposób nie chcą zbytnio wzbudzać podejrzeń.
Po trzech prawie nieprzespanych tygodniach, Scarlett postanowiła w środku nocy ubrać się w krótkie spodenki, za duży t-shirt i związać włosy, po czym powędrować do siłowni. Liczyła, że jeśli się trochę zmęczy, to łatwiej zaśnie.
Przed otwarciem drzwi do sali treningowej powstrzymały ją odgłosy dobiegające z pomieszczenia. Jakby ktoś uderzał w worek treningowy. Dziewczyna miała nadzieję, iż nie jest to osoba, która przyszła jej na myśl jako pierwsza. Odetchnęła głęboko i nacisnęła klamkę, po czym weszła do środka, myśląc iż raz się żyje.
A jednak. Był to Castiel. Nie zwrócił na nią większej uwagi, wciąż i wciąż uderzając w wytartą skórę wora. Robił to z dużą siłą i precyzją, co chwilę musiał przestawać i ustawiać z powrotem worek, gdyż bez przerwy odlatywał gdzieś w bok. Dziewczyna szybko pokonała drogę dzielącą ją od siłowni. Partner nawet na nią nie spojrzał. Nie wiedziała, czy powinna czuć teraz ulgę, czy może się niepokoić. West raczej rzadko puszczał ją bez jakiegoś zgryźliwego komentarza, a teraz nawet nie rzucił jej spojrzenia z ukosa. Zaczęła się też zastanawiać dlaczego nie śpi. Jest środek nocy. Doszła do wniosku, że prawdopodobnie nie tylko ona cierpi na bezsenność.
Przez półgodziny nieprzerwanie robiła pompki, później przerzuciła się na brzuszki i ciężarki. Nadal nie czuła wystarczającego zmęczenia, które mogłoby ją uśpić. Weszła na bieżnie, ustawiła prędkość i biegała. Nie zorientowała się nawet, że oprócz niej w siłowni jest ktoś jeszcze, domyśliła się, że to Castiel, który zabrał się za podnoszenie ciężarów na klatę. Dziewczynę trochę zaskoczyło, że robi to bez żadnej asekuracji, chyba że ufał, iż w razie czego ona mu pomoże. To kazało jej przekierować myśli na tor "on by tego dla mnie nie zrobił, więc dlaczego ja miałabym....?". Odpowiedź była prosta: może bywa wredna, ale nie jest taka jak on.
- Nie masz co robić, tylko buszujesz po siłowni o drugiej nad ranem? - usłyszała drwiący głos wypełniony wysiłkiem.
- Mogłabym to samo pytanie zadać tobie, West - westchnęła dziewczyna, podkręciła trochę szybkość bieżni.
Nikt więcej się nie odezwał. Castiel nie miał zamiaru się jej zwierzać ze swoich problemów, a Scarlett nie miała ani krzty ochoty słuchać jego głosu, znosiła go już i tak dość często.
Po trzech prawie nieprzespanych tygodniach, Scarlett postanowiła w środku nocy ubrać się w krótkie spodenki, za duży t-shirt i związać włosy, po czym powędrować do siłowni. Liczyła, że jeśli się trochę zmęczy, to łatwiej zaśnie.
Przed otwarciem drzwi do sali treningowej powstrzymały ją odgłosy dobiegające z pomieszczenia. Jakby ktoś uderzał w worek treningowy. Dziewczyna miała nadzieję, iż nie jest to osoba, która przyszła jej na myśl jako pierwsza. Odetchnęła głęboko i nacisnęła klamkę, po czym weszła do środka, myśląc iż raz się żyje.
A jednak. Był to Castiel. Nie zwrócił na nią większej uwagi, wciąż i wciąż uderzając w wytartą skórę wora. Robił to z dużą siłą i precyzją, co chwilę musiał przestawać i ustawiać z powrotem worek, gdyż bez przerwy odlatywał gdzieś w bok. Dziewczyna szybko pokonała drogę dzielącą ją od siłowni. Partner nawet na nią nie spojrzał. Nie wiedziała, czy powinna czuć teraz ulgę, czy może się niepokoić. West raczej rzadko puszczał ją bez jakiegoś zgryźliwego komentarza, a teraz nawet nie rzucił jej spojrzenia z ukosa. Zaczęła się też zastanawiać dlaczego nie śpi. Jest środek nocy. Doszła do wniosku, że prawdopodobnie nie tylko ona cierpi na bezsenność.
Przez półgodziny nieprzerwanie robiła pompki, później przerzuciła się na brzuszki i ciężarki. Nadal nie czuła wystarczającego zmęczenia, które mogłoby ją uśpić. Weszła na bieżnie, ustawiła prędkość i biegała. Nie zorientowała się nawet, że oprócz niej w siłowni jest ktoś jeszcze, domyśliła się, że to Castiel, który zabrał się za podnoszenie ciężarów na klatę. Dziewczynę trochę zaskoczyło, że robi to bez żadnej asekuracji, chyba że ufał, iż w razie czego ona mu pomoże. To kazało jej przekierować myśli na tor "on by tego dla mnie nie zrobił, więc dlaczego ja miałabym....?". Odpowiedź była prosta: może bywa wredna, ale nie jest taka jak on.
- Nie masz co robić, tylko buszujesz po siłowni o drugiej nad ranem? - usłyszała drwiący głos wypełniony wysiłkiem.
- Mogłabym to samo pytanie zadać tobie, West - westchnęła dziewczyna, podkręciła trochę szybkość bieżni.
Nikt więcej się nie odezwał. Castiel nie miał zamiaru się jej zwierzać ze swoich problemów, a Scarlett nie miała ani krzty ochoty słuchać jego głosu, znosiła go już i tak dość często.
*~*~*~*
- Mam nadzieję, że się wyspałaś, bo nie mam zamiaru cię budzić w środku walki - usłyszała Daniele słowa Castiela, przez chwilę nie wiedziała do kogo może mówić, lecz szybko do niej dotarło, że zwracał się do swojej partnerki. Nie do końca rozumiała, o co może mu chodzić i dlaczego ciągle się tak czepia tej dziewczyny, ale wolała nawet nie próbować zrozumieć Westów i ich skomplikowanej logiki, bowiem siostra nie była od niego wiele lepsza. Również coś miała do Scarlett, ale nie tylko do niej. Damien i Sophia byli kolejnymi celami na liście ich ataków. Oczywiście nie byli jedyni, ale ostatnio tylko na nich skupiło się to rodzeństwo. Jej rozmyślania przerwało powitanie Sama. - Dobry, dobry - uśmiechnęła się lekko, przeszli do swojego kąta sali, który zajęli już na pierwszych wspólnych ćwiczeniach.
Dobrze jej się trenowało z Samuelem, świetnie się dogadywali, a on sprawiał wrażenie słodkiego, dobrze uchowanego, ale i skrzywdzonego. Daniele zastanawiała się, co mogło go zranić, lecz wolała nie pytać, mogłaby wyjść na idiotkę, a jej przeczucie okazać się kolejną głupotą.
- Jak minęła noc? - spytała, blokując przedramię partnera i wykręcając je. Syknął z bólu, został przyciśnięty twarzą do ściany.
- W porządku, a tobie, Danny? - wydyszał, próbując się uwolnić z jej uścisku, na próżno. W końcu sama go puściła.
- Nie najgorzej. Śnił mi się Batman - zmarszczyła brwi, uchylając się jednocześnie przed pięścią blondyna.
- Hohoho, szalona - zaśmiał się, podcinając dziewczynę, która nie spodziewając się tego z jego strony, upadła. Podał jej rękę, ujęła ją bez wahania i przyjęła pomoc w pozbieraniu się z maty.
- Cała ja - odpowiedziała z uśmiechem.
Dzięki współpracy i śmiechu te trzy godziny intensywnego treningu zeszły im szybko. Na śniadaniu już tradycyjnie usiedli koło siebie i rozmawiali o różnych różnościach. Daniele wbrew sobie rzuciła spojrzenie Tylerowi, który natomiast patrzył się tylko w jedno miejsce. Milczał i ignorował Natashę, która chciała z nim porozmawiać o czymś, co musiało być dla niej ważne, lecz on raczej miał to gdzieś. Danny wzruszyła ramionami i wróciła do żywej rozmowy z Samuelem.
Po posiłku poszła do swojego pokoju. Musiała odespać, późno chodzili spać i wcześnie wstawali, kilkugodzinna drzemka nie powinna jej ani nikomu zaszkodzić.
Biegła przez las najszybciej, jak potrafiła. Uciekała przed czymś, tylko nie wiedziała jeszcze przed czym, ale bała się i to jej wystarczało. Starała się omijać drzewa, lecz obracanie co chwilę głowę w tył, nie pomagało dziewczynie skupić się na drodze. Chciała zobaczyć swego napastnika. Musiała jednak z tego zrezygnować, by nie zabić się nabijając na jakąś gałąź.
Rozległ się głośny ryk, a Daniele zahaczyła czubkiem buta o wystający korzeń i upadła boleśnie na podłoże, z jej gardła wydobył się cichy jęk. Szybko się jednak pozbierała na poobdzieranych dłoniach i ruszyła dalej.
Mimo iż nie wiedziała przed czym ucieka, miała świadomość, iż może zginąć, poza tym czuła, że ma jakąś misję do spełnienia i jej śmierć zagrozi wielu ludziom. To coś było coraz bliżej, dziewczyna zastanawiała się, czy może nie wejść na jakieś drzewo, może to ją uratuje, lecz szybko i ta myśl została jej wyperswadowana przez podświadomość.
Wiedziała, że nie może się zatrzymać ani nigdzie schować, bo potwór bez problemu ją znajdzie i zabije. Jej mięśnie powoli robiły się, jakby z waty, bieg ją wykończył, upadła na kolana, ciężko dysząc. Za plecami usłyszała dźwięk łamania kości. Nie podniosła głowy, bojąc się, co zobaczy. Poczuła szarpnięcie za włosy, siłą została zmuszona do spojrzenia na to coś. Otworzyła szeroko oczy i wrzasnęła.
Ludzkie kończyny i tułowie, kilka głów, wszystko połączone ze sobą w groteskowy sposób. Najgorsze jednak było to, że monstrum zostało zrobione z jej przyjaciół...
- O tobie - powiedział poważnie. Stał oparty o jakąś szafkę... Panel, czy coś. Dziewczyna odruchowo wciągnęła ze świstem powietrze, jednak szybko się opanowała.
- W porządku. Mów - spojrzała w jego stalowoniebieskie oczy, zagryzła delikatnie policzki, chcąc poczuć ból, który mógłby odwrócić jej uwagę od strachu, który nagle odczuła ze zdwojonym natężeniem.Białowlosy odetchnął głęboko i skrzyżował umięśnione ramiona na piersi.
- Nie wiem, czy ty też, ale my, to znaczy ja, Naga i reszta Opiekunów, podejrzewamy, że możesz nie mieć żadnych mocy. - dziewczynę przeszedł zimy dreszcz, nie odezwała się, dając do zrozumienia, że zdaje sobie z tego sprawę. - Nie mamy pojęcia, jak to możliwe. Coś takiego nigdy się nie wydarzyło, lecz nie przejawiasz niczego, co mogłoby wskazywać, że jest inaczej.
- Rozumiem - skinęła głową. - I co w związku z tym? Odeślecie mnie do domu? - spytała siląc się na obojętność. Draakon zmarszczył brwi w koncentracji.
- Nie. Oczywiście, że nie. Nie rozumiem, co mogło dać ci podstawy do takich myśli. Wciąż będziesz tu mieszkać i trenować razem z innymi, niedługo zaczną się pierwsze patrole, chcę, abyś w nich uczestniczyła. Tylko Castiel zostanie poinformowany, iż ma na ciebie uważać. Poza tym wszystko po staremu. Chciałem, żebyś wiedziała.
- Boże, nie! - jej oczy stały się wielkie jak spodki. - Proszę, nie mówcie o niczym Cas'owi. On i tak nie daje mi już spokoju, jeszcze tego brakuje.
- Jak to nie daje ci spokoju? - zmarszczył podejrzliwie brwi i pochylił się w jej stronę.
- Nieważne, po prostu nic mu nie mówcie, dam sobie radę. - powiedziała szybko i zagryzła mocno wargę.
- Mam z nim porozmawiać? - spytał łagodnie. Czuł się winny, iż nie zauważył wcześniej, że coś ją trapi. Powinien wyczuć to od razu, jednak sprawy najazdów trochę go niepokoiły i nie zwracał najmniejszej uwagi na uczucia swojej Strażniczki, a powinien, to leżało w obowiązkach Opiekuna.
- Nie! - prawie krzyknęła. - Nie - powtórzyła już spokojniej. - Nie trzeba.
- Jesteś pewna? - spojrzał w jej niemal czarne oczy, szukając potwierdzenia, że sama sobie poradzi z tym chłopakiem.
- Tak. Rozmowa z nim, tylko pogorszyłaby sprawę - westchnęła ciężko. I opanowanie szlag trafił.
- W porządku. Skoro tego chcesz - pokiwał powoli głową. - Nie wiem, co mógłbym ci jeszcze powiedzieć, poza tym, żebyś jutro rano przyszła w stroju, który od nas dostałaś.
- Wybieramy się gdzieś? - uniosła brwi zaskoczona, tak że przydługo grzywka nie pozwoliła ich dostrzec spod warstwy wilgotnych kosmyków.
- Nie - pokręcił głową. - Będzie coś w rodzaju specjalnego treningu. Masz jakieś pytania?
- Tylko jedno. - Draakon skinął głową, dając jej znak, by pytała. - Czy to, że nie mam żadnych mocy eliminuje mnie z roli Strażniczki? Bo przecież wszyscy coś umieją, tylko nie ja...
- Gdybyś nie była Strażniczką, nie byłoby między nami więzi, którą na pewno wyczuwasz. - przerwał jej białowłosy. Pokiwała w roztargnieniu głową. Wstała z krzesła, to chyba wszystko. - Do zobaczenia na kolacji - uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał jak mały chłopiec, to było strasznie urocze i nie pasowało do postawy poważnego Opiekuna, którym powinien być i którym był.
- Do zobaczenia - mruknęła i opuściła Salę Narad. Tym razem na korytarzu dało się usłyszeć odgłos kroków i rozmów dochodzących z różnych pomieszczeń.
Dobrze jej się trenowało z Samuelem, świetnie się dogadywali, a on sprawiał wrażenie słodkiego, dobrze uchowanego, ale i skrzywdzonego. Daniele zastanawiała się, co mogło go zranić, lecz wolała nie pytać, mogłaby wyjść na idiotkę, a jej przeczucie okazać się kolejną głupotą.
- Jak minęła noc? - spytała, blokując przedramię partnera i wykręcając je. Syknął z bólu, został przyciśnięty twarzą do ściany.
- W porządku, a tobie, Danny? - wydyszał, próbując się uwolnić z jej uścisku, na próżno. W końcu sama go puściła.
- Nie najgorzej. Śnił mi się Batman - zmarszczyła brwi, uchylając się jednocześnie przed pięścią blondyna.
- Hohoho, szalona - zaśmiał się, podcinając dziewczynę, która nie spodziewając się tego z jego strony, upadła. Podał jej rękę, ujęła ją bez wahania i przyjęła pomoc w pozbieraniu się z maty.
- Cała ja - odpowiedziała z uśmiechem.
Dzięki współpracy i śmiechu te trzy godziny intensywnego treningu zeszły im szybko. Na śniadaniu już tradycyjnie usiedli koło siebie i rozmawiali o różnych różnościach. Daniele wbrew sobie rzuciła spojrzenie Tylerowi, który natomiast patrzył się tylko w jedno miejsce. Milczał i ignorował Natashę, która chciała z nim porozmawiać o czymś, co musiało być dla niej ważne, lecz on raczej miał to gdzieś. Danny wzruszyła ramionami i wróciła do żywej rozmowy z Samuelem.
Po posiłku poszła do swojego pokoju. Musiała odespać, późno chodzili spać i wcześnie wstawali, kilkugodzinna drzemka nie powinna jej ani nikomu zaszkodzić.
Biegła przez las najszybciej, jak potrafiła. Uciekała przed czymś, tylko nie wiedziała jeszcze przed czym, ale bała się i to jej wystarczało. Starała się omijać drzewa, lecz obracanie co chwilę głowę w tył, nie pomagało dziewczynie skupić się na drodze. Chciała zobaczyć swego napastnika. Musiała jednak z tego zrezygnować, by nie zabić się nabijając na jakąś gałąź.
Rozległ się głośny ryk, a Daniele zahaczyła czubkiem buta o wystający korzeń i upadła boleśnie na podłoże, z jej gardła wydobył się cichy jęk. Szybko się jednak pozbierała na poobdzieranych dłoniach i ruszyła dalej.
Mimo iż nie wiedziała przed czym ucieka, miała świadomość, iż może zginąć, poza tym czuła, że ma jakąś misję do spełnienia i jej śmierć zagrozi wielu ludziom. To coś było coraz bliżej, dziewczyna zastanawiała się, czy może nie wejść na jakieś drzewo, może to ją uratuje, lecz szybko i ta myśl została jej wyperswadowana przez podświadomość.
Wiedziała, że nie może się zatrzymać ani nigdzie schować, bo potwór bez problemu ją znajdzie i zabije. Jej mięśnie powoli robiły się, jakby z waty, bieg ją wykończył, upadła na kolana, ciężko dysząc. Za plecami usłyszała dźwięk łamania kości. Nie podniosła głowy, bojąc się, co zobaczy. Poczuła szarpnięcie za włosy, siłą została zmuszona do spojrzenia na to coś. Otworzyła szeroko oczy i wrzasnęła.
Ludzkie kończyny i tułowie, kilka głów, wszystko połączone ze sobą w groteskowy sposób. Najgorsze jednak było to, że monstrum zostało zrobione z jej przyjaciół...
*~*~*~*
Draakon poprosił, by przyszła. Nie miała pojęcia, o co chodzi. Trochę się bała tego, co może jej powiedzieć, lecz nie pokazywała tego po sobie. Na twarz osiemnastolatki wstąpiła maska obojętności, ta którą zawsze przyjmowała w szkole i nie tylko. Miała szczerą nadzieję, że cokolwiek Opiekun jej powie, nie będzie to tak straszne, że nie zdoła ukryć napływających emocji. Odetchnęła głęboko i wyszła z pokoju.
Na korytarzu nikogo nie było, trochę to dziwne, gdyż zazwyczaj po obiedzie ktoś się tu jeszcze kręci, czy to w drodze to pokoju przyjaciela, czy to wracając z jadalni, czy po prostu zabijając nudę spacerami po podziemnych alejkach Ośrodka. A dzisiaj nic, zupełnie nic. Nikogo. Odgarnęła z czoła lekko wilgotne od potu włosy, zagryzła wargę i ruszyła w stronę Sali Narad, w której czekał na nią Smok. Przez całą drogę myślała o tym, czego może od niej chcieć i dlaczego nie mogli o tym porozmawiać natychmiast po posiłku, tylko poprosił ją o to przed pięcioma minutami przez komunikator. Nie mógł tego zrobić osobiście przy innych? Pokręciła głową zdenerwowana.
Światła były jaśniejsze niż zwykle, trochę to denerwowało Strażniczkę, gdyż obraz nie był do końca wyraźny, a na domiar złego musiała mrużyć oczy. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch, lecz zignorowała to i zapukała do drzwi Sali Narad, przed którą właśnie się zatrzymała.
- Wejdź - usłyszała łagodny głos Opiekuna, dobiegający ze środka, trochę się odprężyła, szóstym zmysłem Strażniczki, czując iż nie ma tam nikogo poza Draakonem. Przekręciła gałkę klamki i wśliznęła do pomieszczenia. - Usiądź - wskazał krzesło przy sporym pomalowanym na biało stole. Światło tutaj było tak jasne, że musiała zacisnąć powieki, gdyż jej oczy zaczęły niemiłosiernie piec. - Wybacz, już przyciemniam - usłyszała roztargniony głos mężczyzny. - W porządku, możesz otworzyć oczy. - I tak też zrobiła. Potrzebowała kilku sekund, by wzrok przyzwyczaił się do półmroku, ale to wystarczyło, by widziała wszystkie szczegóły znacznie lepiej, niż przeciętny człowiek. Usiadła na wcześniej wskazanym przez Smoka krześle.
- O czym chciałeś porozmawiać? - wzniosła ciemne oczy na mężczyznę, w tej chwili pierwszy raz od bardzo dawna poczuła dumę z siebie. Jej głos nie drżał, za to był spokojny, jednak dziewczynę trochę niepokoiła więź Strażnik-Opiekun, która ich łączyła. Mógł wyczuwać jej emocje, tak jak jej zdarzało się podchwytywać jego uczucia.
Na korytarzu nikogo nie było, trochę to dziwne, gdyż zazwyczaj po obiedzie ktoś się tu jeszcze kręci, czy to w drodze to pokoju przyjaciela, czy to wracając z jadalni, czy po prostu zabijając nudę spacerami po podziemnych alejkach Ośrodka. A dzisiaj nic, zupełnie nic. Nikogo. Odgarnęła z czoła lekko wilgotne od potu włosy, zagryzła wargę i ruszyła w stronę Sali Narad, w której czekał na nią Smok. Przez całą drogę myślała o tym, czego może od niej chcieć i dlaczego nie mogli o tym porozmawiać natychmiast po posiłku, tylko poprosił ją o to przed pięcioma minutami przez komunikator. Nie mógł tego zrobić osobiście przy innych? Pokręciła głową zdenerwowana.
Światła były jaśniejsze niż zwykle, trochę to denerwowało Strażniczkę, gdyż obraz nie był do końca wyraźny, a na domiar złego musiała mrużyć oczy. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch, lecz zignorowała to i zapukała do drzwi Sali Narad, przed którą właśnie się zatrzymała.
- Wejdź - usłyszała łagodny głos Opiekuna, dobiegający ze środka, trochę się odprężyła, szóstym zmysłem Strażniczki, czując iż nie ma tam nikogo poza Draakonem. Przekręciła gałkę klamki i wśliznęła do pomieszczenia. - Usiądź - wskazał krzesło przy sporym pomalowanym na biało stole. Światło tutaj było tak jasne, że musiała zacisnąć powieki, gdyż jej oczy zaczęły niemiłosiernie piec. - Wybacz, już przyciemniam - usłyszała roztargniony głos mężczyzny. - W porządku, możesz otworzyć oczy. - I tak też zrobiła. Potrzebowała kilku sekund, by wzrok przyzwyczaił się do półmroku, ale to wystarczyło, by widziała wszystkie szczegóły znacznie lepiej, niż przeciętny człowiek. Usiadła na wcześniej wskazanym przez Smoka krześle.
- O czym chciałeś porozmawiać? - wzniosła ciemne oczy na mężczyznę, w tej chwili pierwszy raz od bardzo dawna poczuła dumę z siebie. Jej głos nie drżał, za to był spokojny, jednak dziewczynę trochę niepokoiła więź Strażnik-Opiekun, która ich łączyła. Mógł wyczuwać jej emocje, tak jak jej zdarzało się podchwytywać jego uczucia.
- W porządku. Mów - spojrzała w jego stalowoniebieskie oczy, zagryzła delikatnie policzki, chcąc poczuć ból, który mógłby odwrócić jej uwagę od strachu, który nagle odczuła ze zdwojonym natężeniem.Białowlosy odetchnął głęboko i skrzyżował umięśnione ramiona na piersi.
- Nie wiem, czy ty też, ale my, to znaczy ja, Naga i reszta Opiekunów, podejrzewamy, że możesz nie mieć żadnych mocy. - dziewczynę przeszedł zimy dreszcz, nie odezwała się, dając do zrozumienia, że zdaje sobie z tego sprawę. - Nie mamy pojęcia, jak to możliwe. Coś takiego nigdy się nie wydarzyło, lecz nie przejawiasz niczego, co mogłoby wskazywać, że jest inaczej.
- Rozumiem - skinęła głową. - I co w związku z tym? Odeślecie mnie do domu? - spytała siląc się na obojętność. Draakon zmarszczył brwi w koncentracji.
- Nie. Oczywiście, że nie. Nie rozumiem, co mogło dać ci podstawy do takich myśli. Wciąż będziesz tu mieszkać i trenować razem z innymi, niedługo zaczną się pierwsze patrole, chcę, abyś w nich uczestniczyła. Tylko Castiel zostanie poinformowany, iż ma na ciebie uważać. Poza tym wszystko po staremu. Chciałem, żebyś wiedziała.
- Boże, nie! - jej oczy stały się wielkie jak spodki. - Proszę, nie mówcie o niczym Cas'owi. On i tak nie daje mi już spokoju, jeszcze tego brakuje.
- Jak to nie daje ci spokoju? - zmarszczył podejrzliwie brwi i pochylił się w jej stronę.
- Nieważne, po prostu nic mu nie mówcie, dam sobie radę. - powiedziała szybko i zagryzła mocno wargę.
- Mam z nim porozmawiać? - spytał łagodnie. Czuł się winny, iż nie zauważył wcześniej, że coś ją trapi. Powinien wyczuć to od razu, jednak sprawy najazdów trochę go niepokoiły i nie zwracał najmniejszej uwagi na uczucia swojej Strażniczki, a powinien, to leżało w obowiązkach Opiekuna.
- Nie! - prawie krzyknęła. - Nie - powtórzyła już spokojniej. - Nie trzeba.
- Jesteś pewna? - spojrzał w jej niemal czarne oczy, szukając potwierdzenia, że sama sobie poradzi z tym chłopakiem.
- Tak. Rozmowa z nim, tylko pogorszyłaby sprawę - westchnęła ciężko. I opanowanie szlag trafił.
- W porządku. Skoro tego chcesz - pokiwał powoli głową. - Nie wiem, co mógłbym ci jeszcze powiedzieć, poza tym, żebyś jutro rano przyszła w stroju, który od nas dostałaś.
- Wybieramy się gdzieś? - uniosła brwi zaskoczona, tak że przydługo grzywka nie pozwoliła ich dostrzec spod warstwy wilgotnych kosmyków.
- Nie - pokręcił głową. - Będzie coś w rodzaju specjalnego treningu. Masz jakieś pytania?
- Tylko jedno. - Draakon skinął głową, dając jej znak, by pytała. - Czy to, że nie mam żadnych mocy eliminuje mnie z roli Strażniczki? Bo przecież wszyscy coś umieją, tylko nie ja...
- Gdybyś nie była Strażniczką, nie byłoby między nami więzi, którą na pewno wyczuwasz. - przerwał jej białowłosy. Pokiwała w roztargnieniu głową. Wstała z krzesła, to chyba wszystko. - Do zobaczenia na kolacji - uśmiechnął się delikatnie. Wyglądał jak mały chłopiec, to było strasznie urocze i nie pasowało do postawy poważnego Opiekuna, którym powinien być i którym był.
- Do zobaczenia - mruknęła i opuściła Salę Narad. Tym razem na korytarzu dało się usłyszeć odgłos kroków i rozmów dochodzących z różnych pomieszczeń.
*~*~*~*
Gdy tylko zamknął oczy miał przed oczami moment, w którym Guerra siłą wpychała go do wnętrza odrzutowca, mimo protestów, i zatrzaskiwała za nim drzwi, po czym cofała się na odpowiednią odległość, a pojazd startował, mimo jego krzyków, że mają się zatrzymać, że nie mogą zostawić jego Opiekunki na pastwę Najeźdźców.
Kiedy ostatni raz ją widział, potwory okrążały białowłosą kobietę i rzucały się do ataku, by wgryźć się w jej mięśnie i prawdopodobnie rozerwać ciało, lecz tego momentu Strażnik nie widział i w głębi duszy - cieszyło go to. Już teraz słabo sypia, a gdyby ujrzał jeszcze to, pewnie by zwariował.
Westchnął ciężko, odkaszlnął i usiadł okrakiem na brzegu łóżka. Przeczesał kruczoczarne włosy palcami, następnie potarł twarz dłońmi i wstał. Z komody wyjął spodnie dresowe, w które się przebrał, po czym ruszył do sali treningowej. Chciał zabić myśli uderzeniami w worek. Chociaż tyle mógł dla siebie zrobić.
Stanął w rozkroku z prawą nogą lekko wysuniętą naprzód i zaczął boksować. Nie wiedział, ile czasu spędził na waleniu w wór. Wiedział jednak, że z minuty na minutę czuł coraz większe odprężenie i spokój. Skóra na knykciach trochę się zdarła i czuł, że krew wypływa z ranek, lecz nie zwracał na to uwagi, to było jego celem, dlatego nie założył rękawic. Choćby z uciętymi palcami. Chciał poczuć ból, który zawsze przynosił ukojenie.
Znów nie zauważył, gdy do pomieszczenia weszła nieco zrezygnowana, nie wiadomo czym, Scarlett. Udał, że jej nie widzi, tak jak zrobił to poprzedniej nocy, lecz ona go ignorowała, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Kątem oka dostrzegł jej spojrzenie przecinające tułów, dokładnie w miejscu, gdzie kończyła się i zaczynała jego blizna. Wrócił wzrokiem do worka i zaczął uderzać z większą siłą, niż wcześniej. Dziewczyna zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do siłowni.
Po około godzinie stwierdził, iż ma dosyć. Zarzucił na ramiona ręcznik i powoli wrócił do pokoju, skąd udał się w stronę łazienki, pod prysznic. Lodowata woda trochę go otrzeźwiła, lecz nie do końca. Oparty o szklane drzwi kabiny ziewnął. Potrzebował snu. Przeczesał palcami mokre włosy i zakręcił wodę.
Wytarł białym ręcznikiem nagie ciało, po czym wciągnął na nie jedynie bokserki i położył w łóżku. Nie okrył się kołdrą, lubił czuć zimno, które akurat teraz mu doskwierało. Zamknął oczy, postarał się nie myśleć o tamtym wieczorze, a o czymś przyjemniejszym, czymś takim jak zemsta, której pragnął za zabicie swej Opiekunki.
Po około godzinie stwierdził, iż ma dosyć. Zarzucił na ramiona ręcznik i powoli wrócił do pokoju, skąd udał się w stronę łazienki, pod prysznic. Lodowata woda trochę go otrzeźwiła, lecz nie do końca. Oparty o szklane drzwi kabiny ziewnął. Potrzebował snu. Przeczesał palcami mokre włosy i zakręcił wodę.
Wytarł białym ręcznikiem nagie ciało, po czym wciągnął na nie jedynie bokserki i położył w łóżku. Nie okrył się kołdrą, lubił czuć zimno, które akurat teraz mu doskwierało. Zamknął oczy, postarał się nie myśleć o tamtym wieczorze, a o czymś przyjemniejszym, czymś takim jak zemsta, której pragnął za zabicie swej Opiekunki.
*~*~*~*
Gdy przyszedł, byli już wszyscy. Ubrani tak, jak zalecili im Opiekunowie, którzy zjawili się niedługo po nim, obwieszczając, iż dzisiejszy trening odbędzie się w strzelnicy. Strażnicy Nowego Yorku byli zaskoczeni, lecz Londyńczycy podeszli do tego z entuzjazmem. Zostali poprowadzeni korytarzami do wielkiego pomieszczenia z boksami oddzielonymi od siebie jedynie cienkimi metalowymi ściankami.
Każdy boks oznaczał stanowisko, przed którymi rozciągał się dwustumetrowej długości tor. Draakon oznajmił, iż mają zająć się sobą, co oznaczało, że bardziej doświadczeni Strażnicy mięli pokazać swoim partnerom, jak posługiwać się bronią. Och, super, pomyślał chłopak z irytacją. Choć przez jeden dzień, chciał nie musieć zajmować się Scarlett. Jednak ona nie potrzebowała większej pomocy. Potrafiła odbezpieczyć, przeładować i zabezpieczyć broń z dokładnością i sprawnością prawie tak dobrą, jak Castiela. Uśmiechnął się pod nosem. Strzelała też całkiem nieźle, mógłby ją zostawić samą sobie, jednak zdecydował, iż skoro mają chodzić razem na patrole i ogólnie współpracować, będzie mu potrzebny dobry strzelec. Stanął za nią, objął od tyłu i położył swoje dłonie na jej.
- Wystrzelając, wypuść powoli powietrze. Nie pomoże ci to jeśli będziesz zdenerwowana. Musisz na ten czas wyzbyć się emocji - powiedział jej cicho do ucha, po czym nałożył jej słuchawki i odszedł na kilka kroków. Dziewczynę zaskoczyło jego zachowanie, lecz nie dała tego po sobie poznać. Postąpiła za jego wskazówkami i strzeliła. Trafiła niemal w sam środek tarczy z odległości siedemdziesięciu metrów. Chyba mogła być z siebie dumna, ale nie odważyła się na to.
Na wstępie ci powiem, że masz ładny szablon :P Taka skromna ja :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że rozdział się podoba, jak wszystkie poprzednie :) Wiem, nie komentowałam.
Ale obiecuję poprawę! :D
Nie marudź, rozdział napisany świetnie :3 I długość też zadowala :3
Pozdrawiam,
s.w.e.e.t.n.e.s.s ^^
Nie. Skromnością to Ty nie grzeszysz u_u
UsuńDzięki za miłe słowa :3
Pozsrawiam,
Atti
Pozmieniało się trochę :O Wydaję mi się, że wcześniej czytałam co innego, ale to nic, bo rozdział świetny, lepszy niż to co dałaś mi wcześniej ;) Ogólnie, no co ja ci mogę powiedzieć? Sama wiesz, że ja jestem twoją fanką, pisz dalej, błędów trochę jest, ale kto ich nie robi? Sama nie mam lepiej :P Czekam co będzie dalej, a raczej kiedy będzie to, czego oczekuję :D
OdpowiedzUsuńBuziaki i weny życzę :* Powodzenia na sprawdzianach, będę trzymała kciuki <3
Jak to co innego? :OOOOOOOOOO
UsuńDziękuję za miłe słowa :3
2 sprawdziany mam już za sobą, w sumie nie było najgorzej ;3
I jeszcze raz dziękuję za wszystkie Twoje miłe słowa i komentarze
Również życzę weny i całuję :*
Atti
"Śnił mi się batman" XXXXXXXDD poległam haha
OdpowiedzUsuńWracam, a tu kolejny świetny rozdział nono :D
Weny życzę ;*
-http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com
Hahaha XD Jestem fanką Batmana, nic nie poradzę u_u
UsuńDziękuję :D
Pozdrawiam,
Atti :*
Niedawno tu trafiłam i stwierdzam, że masz talent do pisania. Co prawda od razu nie spodziewam się fenomenu, ale jak na razie jest bardzo dobrze. Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i czekam na następne fragmenty.
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńCałusy,
Atti.